To polityka Kremla zagraża regionalnemu i międzynarodowemu bezpieczeństwu - tak gruzińskie MSZ odpowiada na sugestie Rosji w sprawie poniedziałkowych zamachów w moskiewskim metrze. Sekretarz Rosyjskiej Rady Bezpieczeństwa Nikołaj Patruszew stwierdził dzisiaj, że Tbilisi może mieć związki z atakami.

Oświadczenie to spisana wypowiedź wiceszefa gruzińskiej dyplomacji Dawida Dżałagani. Według niego, rosyjskie władze chcą zrzucić z siebie odpowiedzialność za to, co dzieje się na Północnym Kaukazie. Świadczy to o ich niekompetencji. A działalność Moskwy w tym regionie wywołuje "ksenofobię religijną i etniczną".

Dżałagani ma nadzieję, że wspólnota międzynarodowa - jak to miało miejsce w przeszłości - nie będzie traktować rosyjskich oskarżeń poważnie. Dodaje, że nie pierwszy raz Kreml zarzuca Tbilisi kontakty z terrorystami - także z Al-Kaidy.

Wiceminister przypomniał również, że Gruzja aktywnie uczestniczy w koalicji antyterrorystycznej - wysłała do Afganistanu 173 żołnierzy. W najbliższym czasie ma zwiększyć kontyngent o kolejnych 750.

Szefostwo gruzińskiego MSZ od wczesnego ranka pracowało nad odpowiedzią na sugestie Moskwy.

Rosyjskie sugestie komentuje także ambasada Gruzji w Polsce. Jak widać polityka antygruzińska oraz gruzinofobii stała się głównym narzędziem Kremla - mówi ambasador Konstantin Kavtaradze. Uważa on, że suwerenność, integralność terytorialna i niezależność Gruzji są dla Rosji nie do przyjęcia.

Patruszew: Gruzja mogła mieć związek z zamachami w Moskwie

Sekretarz Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej generał Nikołaj Patruszew nie wykluczył w wywiadzie dla dziennika "Kommiersant", że związek z atakiem terrorystycznym w moskiewskim metrze może mieć Gruzja. Wszystkie wersje trzeba zweryfikować. Na przykład jest Gruzja i przywódca tego państwa Micheil Saakaszwili, którego zachowanie jest nieprzewidywalne - oświadczył.

Patruszew poinformował, że do działającej przy prezydencie Rady Bezpieczeństwa dotarły informacje, iż pojedynczy funkcjonariusze gruzińskich służb specjalnych utrzymują kontakty z organizacjami terrorystycznymi na rosyjskim Północnym Kaukazie. Także tę wersję musimy zweryfikować w kontekście aktów terroru w Moskwie - podkreślił.

Równocześnie generał, który w czasie prezydentury Władimira Putina kierował Federalną Służbą Bezpieczeństwa, wyraził ubolewanie, że niektóre kraje udzielają Saakaszwilemu pomocy, w tym wojskowej. Nie sprecyzował, jakie konkretnie państwa ma na myśli, ale podkreślił, że to niedopuszczalne. On już raz rozpętał wojnę. Nie można wykluczyć, że uczyni to znów - stwierdził.

Patruszew dodał również, że w śledztwie w sprawie zamachów bombowych na stacjach Łubianka i Park Kultury weryfikowane są wszystkie wersje - w tym ta, że dokonali ich terroryści z Północnego Kaukazu. Pewien postęp już jest. Jestem przekonany, że wszyscy, którzy mają związek z tym aktem terrorystycznym - ci, którzy go zlecili, finansowali, którzy szkolili wykonawców, pomagali im - wszyscy sprawcy zostaną ukarani zgodnie z prawem - powiedział.

W następstwie poniedziałkowych zamachów w moskiewskim metrze śmierć poniosło co najmniej 39 osób, a ponad 70 zostało rannych.

"Kreml może podjąć radykalne kroki"

Krytycy Władimira Putina nie wykluczają, że klęska jego polityki na Kaukazie popchnie Rosję do radykalnych kroków. Kreml będzie bowiem szukał wyjścia ze ślepej uliczki, w jaką zabrnął na Kaukazie. Putin był dumny z tego, że uspokoił Kaukaz. Trzy lata temu twierdził, że odnieśliśmy zwycięstwo nad terrorem, a terrorystów się nie boimy, bo ich nie ma. Ale skutki jego działań są katastrofalne - mówi korespondentowi RMF FM Przemysławowi Marcowi krytyk rosyjskiego premier Borys Niemcow.

Przez ostatnie lata budżet rosyjskich specsłużb wzrósł 14-krotnie i osiągnął sumę 35 miliardów dolarów rocznie. Mimo to w ubiegłym roku doszło w Rosji do blisko 800 aktów terroru.