"Prokuratura od pięciu lat zajmuje się głównie kryciem winy czy udziału Rosjan. Prokuratura robiła wszystko, żeby tym oszustwem się nie zajmować, chociaż, jak my wszyscy, musiała być go w pełni świadoma" - uważa Magdalena Merta, żona byłego wiceministra kultury Tomasza Merty, który zginął w katastrofie smoleńskiej. "Myślę, że tutaj musiałaby być wola państwa rosyjskiego. Nie wierzę, żeby ta wola była" - tak Magdalena Merta mówi o ewentualnym ukaraniu dwóch rosyjskich kontrolerów lotu. Naczelna Prokuratura Wojskowa postawiła im zarzuty w związku z katastrofą.

Mariusz Piekarski: Zgadza się pani z tezami przekazanymi przez prokuraturę, że bezpośrednią przyczyną były jednak błędy załogi?

Magdalena Merta: Myślę, że po pięciu latach od katastrofy wiemy o niej znacznie więcej niż wiedzieliśmy tuż po tym, jak ta tragedia się rozegrała. Utrzymywanie przez prokuraturę pewnej fikcji, o której dziś już wiemy, że jest fikcją, bo na pewno nie wiemy wszystkiego, ale wiemy, że przebieg katastrofy był zupełnie inny niż chciały raporty MAK i Millera, może dziwić albo wręcz sugerować, że jest to element jakiejś gry politycznej. Ponad rok temu prokuratura informowała na swojej stronie o znalezieniu szczątków samolotu na długo przed miejscem, gdzie znajduje się tzw. pancerna brzoza. Tym samym przyznając, że to rachityczne drzewko nie miało nic wspólnego z tym, co się stało. Myślę też, że gdyby sprawa była tak prosta i ustalenia tak łatwe do sformułowania, nie mielibyśmy histerycznego lęku przed międzynarodowym śledztwem. Lęku, który spowodował, że wniosek o takie śledztwo nie przeszedł ostatnio w Parlamencie Europejskim. Myślę, że gdyby można było tak zdecydowanie wskazać pilotów, tudzież wieżę, jako tych, którzy przyczynili się do tej katastrofy, to nie lękano by się obecności profesora Badena przy stołach sekcyjnych ekshumowanych osób. Nie odmawiano by niezależnych badań. Bo pamiętajmy, że rodzinom, które miały taką możliwość, bo ciała zostały ekshumowane, odmówiono prawa do równolegle przeprowadzonych niezależnych badań. Dotyczy to na przykład rodziny Anny Walentynowicz. Myślę, że to jest jeszcze jeden, niestety kolejny, element ukrywania prawdy i dowód poczucia bezkarności i lekceważenia dowodów.

Pani zdaniem ta ekspertyza wskazująca tę bezpośrednią przyczynę - winę pilotów - niczego jeszcze nie wyjaśnia?

Myślę, że jest próbą uprawiania swoistej propagandy. Przypomnę, że na konferencji poświęconej obecności materiałów wybuchowych między zaprzeczeniem jakoby one tam były a potwierdzeniem, że jednak były, upłynęło 11 sekund. Tyle zabrało prokuratorom wycofanie się z pierwszej opinii i przytaknięcie drugiej.

A czy chociaż pewną satysfakcją jest to, że prokuratura postanowiła postawić zarzuty karne dwóm kontrolerom ze Smoleńska?

Myślę, że prokuratura od pięciu lat zajmuje się głównie kryciem winy czy udziału Rosjan. Mamy niezbite dowody. Dwadzieścia miesięcy po katastrofie ekshumowano ciało ministra Wassermanna. Od tego momentu wiemy, jak dalece nieprawdziwe są materiały przekazywane Polsce przez stronę rosyjską. Prokuratura robiła wszystko, żeby tym oszustwem się nie zajmować, chociaż, jak my wszyscy, musiała być go w pełni świadoma.

Ale chyba dobrze, że polska prokuratura próbuje postawić zarzuty karne rosyjskim kontrolerom? Tego część rodzin się domagała, wskazywała, że to także ich wina.

Trudno mi oceniać, na ile będzie to miało przełożenie na praktykę sądową.

Pani, jak rozumiem, wątpi w to, że kontrolerzy, choć prokuratura chce im postawić zarzuty, odpowiedzą karnie za przyczynienie się do tej katastrofy?

Myślę, że tutaj musiałaby być wola państwa rosyjskiego. Nie wierzę, żeby ta wola była. Od 12 stycznia 2011 r., kiedy opublikowano raport MAK, mam pełną świadomość, że Rosjanie będą w tej sprawie kłamać i tylko kłamać.

Pani użyła takiego sformułowania, że to jest kolejna próba przykrycia kłamstwa - ale czy ta ekspertyza dwudziestu biegłych, wskazująca na braki w zezwoleniach pilotów, błędy popełnione - jak twierdzą biegli - przez pilotów, to też jest próba przykrycia kłamstwa? Pani się nie zgadza z tym, że piloci popełnili błąd?

Myślę, że sytuacja wygląda tak: jeżeli mam ograniczenie prędkości do 50 km/h i pojadę w tym miejscu 100 km/h, to niewątpliwie narażam swoje życie i popełniam błąd, ale jeżeli w tym momencie ktoś mnie zastrzeli, to nie dlatego zginęłam, że złamałam procedury czy popełniłam błąd - tylko dlatego, że ktoś mnie zastrzelił. Być może prawdą jest, że piloci złamali pewne procedury, nie sądzę, żeby to miało wpływ na przebieg katastrofy.

Prokuratura stanowczo stwierdziła, że biegli uznali, że uszkodzenia samolotu nie wskazują, aby to była inna przyczyna niż uderzenie o drzewo i o ziemię. Pani to wciąż nie przekonuje?

Nie, bo zdecydowanie bardziej wierzę nieopłacanym przed polski rząd ekspertom z ogromnym doświadczeniem i myślę, że tak naprawdę dopóki nie trafi do Polski wrak, dopóki nie zostaną przeprowadzone rzetelne pomiary, to będziemy pozostawiać ze swoimi wątpliwościami. Nie będziemy mogli tego rozstrzygnąć. Podziwiam polską prokuraturę, że jest gotowa badać przyczyny katastrofy samolotu bez samolotu.

A prokuratura twierdzi, że biegli znaleźli nowy sposób na odczytanie dużo większej liczby słów niż pierwotnie zaprezentowany stenogram i udało się odczytać głos generała Błasika. Wraca sprawa generała Błasika w kabinie pilotów, choć prokuratura nie jest aż tak stanowcza i nie twierdzi, że wpływał na decyzję pilotów, ale udało się nową metodą odczytać i potwierdzić, że generał Błasik był jednak w kabinie pilotów.


Takie stwierdzenia na pewno napawają głębokim bólem, bo wszyscy mamy dobrze w pamięci przez jaką gehennę, przez jaką głęboką traumę przeszła rodzina generała Błasika. Bo bardzo głośno oświadczano o zidentyfikowaniu jego głosu, a potem szeptem przyznano, że to był jednak głos drugiego pilota, czyli Grzywny. Bardzo mi smutno, że ponownie próbuje się nastawać na cześć, na dobre imię generała Błasika, bo to oznacza, że cierpienie jego bliskich nie ma końca. Ponieważ prokuratura już dała plamę, Centralne Laboratorium Kryminalistyczne dało tak haniebną plamę w wyjaśnianiu, czyj głos tak naprawdę był nagrany na czarnych skrzynkach i dopiero Instytut Sehna - krakowski Instytut Sehna oczyścił generała Błasika, to proponowałabym, żeby może przestała się tym zajmować prokuratura, a zaczęły się zajmować profesjonalne i wiarygodne podmioty.