"Tragedię w Smoleńsku spowodował cały szereg wybuchów" - twierdzi ekspert parlamentarnego zespołu ds. wyjaśnienia katastrofy Grzegorz Szuladziński. To wnioski jakie wyciągnął na podstawie zdjęć pokazujących rozmieszczenie szczątków tupolewa. Według szefa zespołu, Antoniego Macierewicza, nowy materiał dowodowy pochodzi "spoza Polski".

Otrzymaliśmy rosyjski materiał dokumentacyjny prokuratorów rosyjskich opatrzony wszystkimi możliwymi potwierdzeniami i pieczęciami, który opisuje miejsce zdarzenia w dniu 10 i 11 kwietnia (2010 r.) - powiedział Antoni Macierewicz na piątkowym posiedzeniu zespołu. Jak podkreślił materiał przedstawia opis tzw. sektora 13. leżącego między miejscem, w którym samolot uderzył w ziemię, a szosą. To jest ten obszar, gdzie samolot był jeszcze w powietrzu - dodał. Inny z ekspertów zespołu Macierewicza prof. Marek Dąbrowski zaznaczył, że materiał pokazuje "przemilczane w oficjalnych raportach" szczątki samolotu znajdujące się w strefie, w której samolot był jeszcze nad ziemią.

Z kolei według Grzegorza Szuladzińskiego materiał wskazuje, że z samolotu na ziemię "w ostatnich sekundach lotu spadał grad szczątków". Samoloty nie mają w zwyczaju się rozpadać w powietrzu, chyba że na pokładzie samolotu zachodzą wybuchy - przekonywał.  Jego zdaniem, wygląda na to, że nie doszło tylko do jednego wybuchu na skrzydle, jak twierdził wcześniej. Wygląda coraz bardziej, że był to szereg wybuchów, w rezultacie których te szczątki zaczęły spadać na ziemię - ocenił ekspert. Pierwszy wybuch musiał być całym szeregiem drobnych wybuchów - dodał. Również zdaniem dr Wacława Berczyńskiego nie da się wytłumaczyć rozpadu samolotu inaczej niż tym, że ogromne ciśnienie "oderwało skrzydło od poszycia i zniszczyło całą strukturę". Jak zaznaczył identyfikację znalezionych części samolotu ułatwiłyby rysunki techniczne Tu-154, bez których nie da się przeprowadzić dokładnej analizy technicznej. Jego zdaniem plany techniczne nie powinny być objęte tajemnicą, bo Tu-154 "jest wycofany z eksploatacji".

Antoni Macierewicz zapowiedział, że zwróci się do premiera Donalda Tuska o udostępnienie zespołowi smoleńskiemu rysunków technicznych Tu-154.

Zespół Laska: Pytanie o dowody do ekspertów, a nie do polityków

Kierowany przez Macieja Laska zespół jest natomiast zdziwiony, że na prośbę o przedstawienie dowodów dotyczących katastrofy Tu-154M odpowiedzieli politycy PiS, a nie eksperci sejmowego zespołu, do których była skierowana.

We wtorek, zespół Laska, który ma wyjaśniać Polakom wątpliwości związane z katastrofą smoleńską, zwrócił się do ekspertów zespołu parlamentarnego pod kierownictwem Macierewicza, żeby przedstawili dowody na poparcie swoich hipotez. Dzień później Antoni Macierewicz odpowiedział, że chce się spotkać, ale na swoich warunkach.

Wobec przekazanych przez media oświadczeń posłów Jarosława Kaczyńskiego i Antoniego Macierewicza, iż nikt nie będzie dyktował warunków spotkania z ekspertami zespołu parlamentarnego, wyrażamy zdziwienie, że na prośbę skierowaną bezpośrednio do osób określających się jako niezależni eksperci odpowiadają politycy - powiedział Lasek. Przypominamy, że propozycja zespołu skierowana została do panów Berczyńskiego, Biniendy i Nowaczyka. Nadal oczekujemy ich odpowiedzi na nasze pismo - dodał.

Lasek przypomniał, że to trzej eksperci zespołu parlamentarnego już w kwietniu zadeklarowali chęć spotkania z premierem lub osobami go reprezentującymi i "dyskusji nad kwestiami wymagającymi wyjaśnienia". W ostatni wtorek zespół Laska poprosił, by - przed organizacją takiego spotkania - Berczyński, Binienda i Nowaczyk przekazali zespołowi pisemne ekspertyzy razem z materiałem źródłowym. Przedstawienie dowodów - jak podkreślał Lasek - jest warunkiem spotkania ekspertów obu zespołów. Bez materiału dowodowego, bez danych, za pomocą których można zweryfikować postawione tam hipotezy, nie może być mowy o normalnej dyskusji ekspertów - tłumaczył Lasek.

W środę Antoni Macierewicz poinformował, że podtrzymuje propozycję otwartego spotkania i nie przyjmuje "żadnych warunków wstępnych". Nikt nie będzie dyktował żadnych warunków wstępnych. My też nie zamierzamy nikomu dyktować. Ma być równość stron. To jest nauka, a nie żaden dyktat - powiedział.

W kwietniu prezes PAN prof. Michał Kleiber zaproponował, żeby doszło do merytorycznego spotkania ekspertów obu zespołów za zamkniętymi drzwiami, bez udziału polityków i mediów.