Polska prokuratura nie wysłała do Rosji specjalnego wniosku o przekazanie polskim śledczym telefonu satelitarnego z prezydenckiego tupolewa. Urządzenie składało się z tak zwanej jednostki bazowej, która była częścią maszyny, oraz z faksu i trzech przenośnych słuchawek. Nasi prokuratorzy dostali tylko dwie słuchawki. Reszta urządzenia znajduje się wśród szczątków samolotu, które są nadal w Rosji.

To dla nas dowód jak każdy inny - powiedział w rozmowie z reporterem RMF FM Krzysztofem Zasadą, Zbigniew Rzepa rzecznik naczelnej prokuratury wojskowej.

Czy telefon może być jakimś szczególnym dowodem? Przez niego prowadzona była rozmowa niedługo przed katastrofą.

Telefon nie rejestrował żadnych rozmów. To nie jest urządzenie, które rejestruje jakiekolwiek rozmowy. Zwróciliśmy się do odpowiedniej instytucji o bilingi i oczekujemy na ich otrzymanie. Dowód jak każdy inny w tej sprawie. Równie ważny jak pozostałe.

Ten telefon służył do łączności specjalnej. Czy prokuratura nie widzi jakiegoś problemu, że np. w tej jednostce bazowej mogły się znajdować urządzenia, które szyfrowały rozmowy? Czy szyfrowanie odbywało się na innym poziomie?

Nie mamy informacji, żeby to było urządzenie specjalnej łączności. To było urządzenie do radiowej, telefonicznej łączności satelitarnej.

W innym tonie o telefonie satelitarnym pisała amerykańska prasa. Bill Gertz dziennikarz "Washington Times" sugerował w maju , że Rosjanie prawdopodobnie uzyskali tajne kody używane przez armie NATO do komunikacji satelitarnej. Na łamach "Tygodnika Solidarność" zacytowano wypowiedź przewodniczącego Związku Byłych Oficerów Amerykańskiego Wywiadu. Gene Poteat podkreślał, że rosyjscy śledczy wciąż nie przekazali obiektów cennych z punktu widzenia wywiadowczego.