Rafał Rogalski, pełnomocnik rodzin ofiar katastrofy 10 kwietnia zauważa w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej", że do tej pory niewiele wiadomo na temat wyników sekcji zwłok ofiar. Do Moskwy wysłano trzy grupy patomorfologów, kryminalistyków i biologów, którzy chcieli brać udział w sekcjach zwłok. Kiedy jednak dotarli na miejsce, Rosjanie oświadczyli, że sekcje zostały już wykonane - mówi Rogalski.

Bulwersuje mnie też sposób traktowania szczątków ofiar. Nie wszystkie ciała, które zachowały się w stosunkowo dobrym stanie, zostały ubrane przed włożeniem do trumien. Wiem o kilku takich przypadkach udokumentowanych fotograficznie. Ubierano tylko ofiary, których rodziny na czas dostarczyły odzież. Ponosi za to odpowiedzialność również strona polska - zauważa Rogalski.

Rogalski podkreśla, że kontrolerzy wieży lotów lotniska Siewiernyj twierdzą, że podali polskiej załodze gorsze dane na temat widoczności, niż były w rzeczywistości. Tłumaczą, że chcieli zniechęcić tupolewa do lądowania. Moim zdaniem to było działanie absolutnie niedopuszczalne. Rodzi się w tym miejscu pytanie, ile jeszcze nieprawdziwych informacji podali rosyjscy kontrolerzy polskim pilotom - zauważa Rogalski.

Rogalski podkreśla, że teoria o wyłącznej winie pilotów jest zdecydowanie przedwczesna. Aktualnie w aktach znajdują się już materiały, które wskazują na co najmniej współwinę innego podmiotu - mówi Rogalski. Według niego są wersje, które zakładają odpowiedzialność strony rosyjskiej. W tym drugim przypadku chodzi o odpowiedzialność rosyjskiej kontroli lotów. W śledztwie prowadzonym przez polską prokuraturę żadna z tych wersji nie została wykluczona kategorycznie, a wszelkie przeciwne twierdzenia nie mają oparcia w materiale dowodowym - twierdzi pełnomocnik rodzin ofiar.

Pełnomocnik rodzin ofiar zwraca uwagę, że nie jest jasne w jakim stanie byli kontrolerzy. Protokół w tym miejscu był poprawiany. Z pierwszej wersji wynikało, że kontrolerzy przeszli w tym dniu badania lekarskie. Z poprawionej - że badania się nie odbyły. Nie dysponujemy na teraz jakimkolwiek materiałem dowodowym wykluczającym wątpliwości co do stanu dyspozycji kontrolerów - mówi Rogalski. Dodaje, że nie ma informacji, czy po katastrofie kontrolerzy przeszli testy na obecność alkoholu.

Jak zauważa Rogalski polskim śledczym brakuje bardzo wielu ważnych materiałów. Przede wszystkim chodzi o protokoły oględzin miejsca katastrofy, protokoły przesłuchań świadków, zapisy rozmów na stanowisku kontroli, dokumentację ostatniego remontu tupolewa w Samarze w Rosji. Chcielibyśmy też ustalenia, jak często kontrolerzy kontaktowali się z Moskwą, bo wiemy, że były takie kontakty. Chcielibyśmy poznać treść tych rozmów - mówi Rogalski. Według niego niezbędne są też zapisy rozmów, które były prowadzone z iłem-76, który nie zdecydował się na lądowanie w Smoleńsku. Mamy niepotwierdzoną informację, że załoga iła sama zrezygnowała z lądowania. Trzeba jednak sprawdzić, czy to nie wieża zakazała im lądowania. Nie jest bowiem prawdą, że kontrolerzy nie mieli uprawnień, by zabronić lądowania - mówi Rogalski.

Na pytanie o to, czy uprawnione są tezy o naciskach na pilotów, Rogalski odpowiada: Z tego, co do tej pory opublikowano, nie wynika, że był jakikolwiek nacisk ze strony generała Andrzeja Błasika. Jeżeli chodzi o dyrektora protokołu dyplomatycznego Mariusza Kazanę, to właśnie jemu mogło szczególnie zależeć na lądowaniu w Smoleńsku, a nie na lotniskach zapasowych. Pełnomocnik rodzin ofiar podkreśla, że w Mińsku lub Witebsku nic nie było przygotowane, by przetransportować polską delegację na miejsce uroczystości. Mamy relacje świadków twierdzących, że Kazana przed wylotem mówił wyraźnie, iż wizyta nie jest przygotowana i w grę wchodzi tylko lądowanie w Smoleńsku. Rogalski zauważa jednak, że z formułowaniem wniosków trzeba poczekać aż do odczytania zapisu z kokpitu przez polskich ekspertów. W tej chwili 20 proc. materiału jest niezrozumiałe.