To marszałek Sejmu Bronisław Komorowski wydał zgodę na wejście ABW do hotelu sejmowego. Funkcjonariusze Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego wkroczyli do pokoi parlamentarzystów, którzy zginęli w katastrofie pod Smoleńskiem. Stało się do zaledwie 3-4 godziny po upadku samolotu.

Funkcjonariusze ABW szukali rzeczy, które mogły posłużyć do identyfikacji ofiar katastrofy. Zabezpieczyli jedynie te przedmioty, na których mógł być materiał genetyczny tragicznie zmarłych posłów. To nie było przeszukanie pokoi - zapewnia Jerzy Smoliński, rzecznik Marszałka Sejmu. Na prośbę prokuratora wojskowego ABW zwróciła się do Marszałka Sejmu o zgodę na wejście do poselskich pokoi. Chodziło o umożliwienie pobrania próbek z materiałem porównawczym DNA. Otwieraliśmy po kolei zaplombowane wcześniej pokoje. Zabezpieczane były rzeczy użytku codziennego: szczoteczki do zębów, grzebienie. Tylko te rzeczy, z których można było pobrać materiał DNA - mówi Jerzy Smoliński.

Rzecznik Komorowskiego dodaje, że zabezpieczanie przedmiotów odbywało się w obecności pracownika Kancelarii Sejmu i spisywany był protokół, co ABW zabrało z każdego pokoju.

Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego odmawia na razie odpowiedzi na jakiekolwiek pytania w tej sprawie, choćby, czy materiał genetyczny pobrano także z wynajętych mieszkań posłów w Warszawie, np. posła Wassermanna, który nie mieszkał w hotelu.

Nie ma też odpowiedzi na pytanie, czy materiału porównawczego nie dało się pobrać od rodzin. Ze wszystkimi pytaniami ABW odsyła do prokuratury wojskowej, które zleciła operację. Prokuratura pytana o akcję wciąż milczy.