Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności (EFSA) ogłosił, że dwutlenek tytanu (stosowany jako substancja dodatkowa E171) nie został uznany za bezpieczny. W jaki sposób odbywa się procedura badania dodatków do żywności? Czy powinniśmy się ich bać? Na te pytania w rozmowie z portalem "Twoje Zdrowie" odpowiada prof. dr hab. Krzysztof Krygier – specjalista w zakresie dodatków do żywności i żywności specjalnej.

Marcin Czarnobilski, redakcja "Twoje Zdrowie": Panie Profesorze, niedawno pojawiły się doniesienia, że barwnik E171 szkodzi. Taka była przynajmniej opinia Europejskiego Urzędu ds. Bezpieczeństwa Żywności. Na jakiej podstawie ją wydano? I dlaczego właśnie teraz?

Prof. Krzysztof Krygier: Rolą EFSA jest ocena ryzyka dotyczącego stosowania dwutlenku tytanu jako substancji dodatkowej - działania legislacyjne w zakresie dopuszczenia lub wycofania dwutlenku tytanu z żywności należą natomiast do Komisji Europejskiej oraz Państw Członkowskich UE. Wracając do barwnika E171, czyli dwutlenku tytanu. Otóż, trzeba wiedzieć, że dodatki do żywności są ciągle badane. Są ustalane daty ponownych badań poszczególnych grup dodatków do żywności. Ponadto, gdy ukazują się artykuły naukowe o możliwej szkodliwości jakiegoś dodatku, wznawia się dalsze czynności sprawdzające i podejmuje decyzję. Jest to normalna procedura obowiązująca w Unii Europejskiej. W ostatnich latach w taki ekstraordynaryjny sposób ponadto przebadano m.in. barwniki i aspartam. Nawiasem mówiąc, aspartam okazał się wyjątkowo bezpieczny, ponad dwa razy bardziej niż sławna stewia (glikozydy stewiolowe).

Pewnie teraz naraził się Pan Profesor dietetykom, którzy najchętniej wyeliminowaliby z żywności wszystkie takie substancje albo zdecydowanie ograniczyliby ilość spożywanych produktów zawierających dodatki ...

Panie "dietetyczki" (przepraszam panów, ale to panie rządzą) bardzo często przy opisach ciężkich konwulsji po zjedzeniu produktu z dodatkami, zaznaczają, że to się dzieje "gdy są spożywane w dużych ilościach". Otóż informuję, że to nie tak. Mianowicie, określając maksymalną dawkę, jaką można użyć, stosuje się stukrotny margines bezpieczeństwa. Co to znaczy? Ano to, że jeśli w badaniach okazuje się, że przykładowo 100 jednostek nie wywołuje jeszcze żadnych skutków ubocznych, to do zastosowania w żywności dopuszcza się tylko 1 jednostkę. A więc margines ogromny! Opisywanie wszystkich dodatków w Polsce jako jedno zło, sama chemia i w konsekwencji mnóstwo chorób itp. to błąd. Niektórzy "eksperci" zrobili nawet na tym kariery i stali się "autorytetami" w zakresie żywności. Jest z tym jednak jeden problem: w zdecydowanej większości to nie są prawdziwe informacje. Jest bowiem całkowitą oczywistością, że wszystko, co się do żywności wprowadza, co się z żywnością kontaktuje, w tym opakowania itp. są bezwzględnie badane i nie ma takiej opcji, że coś jest "nie do końca zbadane". Nawet producenci żywności narzekają, że te badania są za bardzo dokładne, za długo trwają i za dużo kosztują. Odpowiedź Europejskiego Urzędu ds. Bezpieczeństwa Żywności jest jednak jedna: badamy dotąd, aż nie będzie najmniejszych wątpliwości.

Co nie zmienia faktu, że powinniśmy raczej wybierać produkty z jak najmniejszą zawartością dodatkowych składników?

Zrobienie z dodatków do żywności całego zła tejże żywności jest oczywiście bez sensu, bo nie dodatki decydują o wartości produktu, szczególnie że są stosowane w minimalnych ilościach. A w Polsce, między innymi za sprawą samozwańczych "dietetyczek", tylko ta żywność jest uznawana za wartościową i "zdrową", która jest bez dodatków. To dlatego na pytanie ankietowe, czy pani się zdrowo odżywia, pada odpowiedź, tak, bo szukam żywności bez konserwantów - i nie jest to najlepsza odpowiedź. O tym, jak się odżywiać powinny decydować zalecenia żywieniowe międzynarodowych czy narodowych instytucji medycznych. Co w nich mówi się o dodatkach do żywności? Ano kompletnie nic. W żadnych zaleceniach, począwszy od Światowej Organizacji Zdrowia, nie ma ani słowa o dodatkach. Podobnie zresztą nie ma nic w tych zaleceniach o żywności przetworzonej, fast foodach czy GMO.

Wróćmy jeszcze do słynnego już barwnika E171. Biorąc pod uwagę to, co Pan Profesor powiedział - zjedzenie np. słodyczy w których on występuje nie powinno nam zaszkodzić?

Tak, nie stwierdzono jego szkodliwości, a tylko, jak to określił szef grupy roboczej EFSA: "choć dowody na szkodliwość dwutlenku tytanu nie są jednoznaczne, to jednak niemożliwe jest ustalenie bezpiecznego poziomu dziennego spożycia" i dlatego w konkluzji ukazała się decyzja, że dwutlenek tytanu nie może być uznany za bezpieczny dodatek do żywności. Decyzja UE w sprawie dodatku E171 to klasyczny przykład prawidłowego i konsekwentnego systemu badania bezpieczeństwa żywności, w tym bezpieczeństwa dodatków do żywności. To dlatego dodatków nie ma się co bać i przestać się nimi zajmować. Trzeba wrócić do profesjonalnej oceny poszczególnych produktów spożywczych. Ale to już dużo trudniejsze, bo przecież znaleźć E na etykiecie to takie proste. Każdy "dietetyk" to potrafi. A profesjonalnie ocenić produkt, to niestety trudne.