"Trochę to jeszcze potrwa" - powiedział prezydent Stanów Zjednoczonych George W. Bush o trwającej od ponad trzech tygodni amerykańskiej operacji w Afganistanie. Bombardowania koncentrują się teraz na północnym Afganistanie, w pobliżu terenów kontrolowanych przez opozycyjny Sojusz Północny - potwierdza przewodniczący Kolegium Szefów Sztabów, generał Richard Myers.

Naloty mają pomóc Sojuszowi w przełamaniu frontu w okolicy strategicznie położonego miasta Mazar-I-Szarif i stolicy Afganistanu - Kabulu. Myers wraz ministrem obrony USA Donaldem Rumsfeldem odpierał sugestie dziennikarzy, że kampania w Afganistanie stoi w miejscu. Szef Pentagonu podkreślił, że batalia z Talibami i al-Qaedą to tylko część wojny z terroryzmem. "To jest maraton, a nie sprint. Zabierze nam lata, a nie tygodnie czy miesiące. Ale nie ma wątpliwości, że wojna zakończy się klęską Talibów, al-Qaedy i siatek terrorystycznych na całym świecie" - podkreślał Rumsfeld.

Talibowie tymczasem zaapelowali do swoich zwolenników w Pakistanie, by czekali na wezwanie duchownych islamskich i na razie nie wyruszali z pomocą zbrojną do Afganistanu. "Ameryka buduje fałszywy obraz, że Islamskie Emiraty Afganistanu rekrutują ludzi z obozów dla uchodźców i wysyłają ich na pierwsze linie frontu. To całkowita nieprawda. Liczba islamskich wojowników na froncie przekracza nasze potrzeby" - mówił ambasador Talibanu w Pakistanie - mułła Abdul Salam Zajef. Władze Pakistanu oceniają, że w pobliżu granicy z Afganistanem koczuje około 9 tysięcy fanatyków islamskich. To tradycyjne pospolite ruszenie - uzbrojeni są we wszystko co może służyć do walki - od siekier i mieczów aż po karabiny maszynowe a nawet wyrzutnie rakiet.

Biały Dom potwierdził wczoraj, że 10 listopada w Nowym Jorku dojdzie do spotkania prezydenta Busha z prezydentem Pakistanu - Pervezem Musharrafem. Okazją będzie sesja Zgromadzenia Ogólnego ONZ odroczona po zamachach z 11 września.

09:40