Stany Zjednoczone poinformowały Radę Bezpieczeństwa ONZ, że w ramach odwetu mogą podjąć akcję przeciwko innym państwom wspierającym terrorystów. Prezydent George W. Bush dawał to z resztą do zrozumienia zarówno w swym wystąpieniu na forum Kongresu, po zamachach terrorystycznych z 11 września, jak i przedwczoraj w przemówieniu ogłaszającym początek akcji odwetowej w Afganistanie.

W tym kontekście niemal od początku mówiło się o Iraku i reżimie Saddama Husejna, który od dawna jest solą w oku kolejnych amerykańskich administracji. Podobnie jest z urzędnikami obecnie pracującymi w administracji Busha. Jeszcze wczoraj pojawiła się informacja, że prezydent nie wyklucza uderzenia na Bagdad, ale nie chce go rozpoczynać przed zakończeniem akcji w Afganistanie. Oficjalne pismo do ONZ-u ma pokazać, że Stany Zjednoczone nie wykluczają żadnej z możliwości. Biały Dom musi jednak ocenić wszystkie ewentualne zyski i straty wynikające z obalenia Husejna. 10 lat temu, w większości ci sami ludzie nie podjęli takiego ryzyka. Mimo, że Bagdad kategorycznie zaprzecza jakoby miał cokolwiek wspólnego z terrorystyczną siatką Osamy bin Ladena, to śledztwo w sprawie zamachów na Nowy Jork i Waszyngton wykazuje co innego. Trzy lata temu w Afganistanie miało dojść do spotkania Osamy bin Ladena z wysokim rangą oficerem irackiego wywiadu. Ponadto jeden z terrorystów, którzy przeprowadzili zamach na World Trade Center, Mohammed Atta, w kwietniu tego roku miał się spotkać w Europie z oficerem irackiego wywiadu. Źródła kurdyjskie twierdzą, że Saddam Husejn uzbroił i finansuje tak zwaną piątą kolumnę al-Qaedy, działającą na północy Iraku, na terenach poza kontrolą Bagdadu. Co więcej kontrowersyjny prawnik Giovanni Di Stefano, twierdzi, że kilka miesięcy przed zamachami w 1998 roku na amerykańskie ambasady w Kenii i Tanzanii widział Osamę bin Ladena w Bagdadzie.

Ewentualne amerykańskie uderzenie na Irak może się jednak okazać politycznie znacznie trudniejsze niż naloty na Afganistan. Przede wszystkim atak na państwo arabskie będzie wodą na młyn tych, którzy twierdzą, że amerykańska wojna z terroryzmem to wojna z islamem. I choć państwa arabskie generalnie poparły antyterrorystyczną kampanię jasno podkreślały, że Irak nie powinien stać się celem nalotów. Nie kryły też przy okazji swego niezadowolenia z obowiązujących już od ponad dekady międzynarodowych sankcji przeciwko Bagdadowi, który w ostatnich miesiącach znacznie zacieśnił stosunki z wieloma państwami regionu. Możliwości masowych nalotów na Irak nie dopuszcza również Rosja. Jeśli nastąpią, zagrożą udziałowi Rosji w antyterrorystycznej koalicji i mogą doprowadzić do gwałtownego ochłodzenia stosunków Rosji z Zachodem. Czy możliwy jest aż tak czarny scenariusz – na to pytanie odpowiedź zna nasz moskiewski korespondent Andrzej Zaucha:

Tymczasem izraelski minister obrony zapowiedział już, że wojsko przygotowane jest na wypadek amerykańskiego ataku na Irak. Chodzi o to, że Irak, nie mając nic do stracenia mógłby ostrzelać Izrael rakietami z głowicami chemicznymi lub biologicznymi. Szef izraelskiego resortu obrony dał zrozumienia, że będzie się starał uniknąć sytuacji sprzed 10 lat, kiedy Irakijaczycy bezkarnie ostrzeliwali Tel Awiw rakietami a USA nie zgadzały się na odpowiedź Izraela. Źródła wojskowe twierdzą również, że w obecnej sytuacji mogą się nasilić ataki terrorystów ze strony libańskiego Hezbollahu i z Autonomii Palestyńskiej. Tymczasem obserwatorzy podkreślają – jeśli dojdzie do ataku na Irak, to sytuacja przywódcy Autonomii, Jasera Arafata stanie się jeszcze trudniejsza. Posłuchaj relacji naszego specjalnego wysłannika do Autonomii Palestyńskiej, Piotra Salaka:

Z kolei Korea Północna ostrzega, że antyterrorystyczna operacja Amerykanów w Afganistanie może prowadzić do wybuchu wojny na wielką skalę. Północnokoreański MSZ oświadczył, że choć Koreańska Republika Ludowo-Demokratyczna jest przeciwna terroryzmowi, to jednak uważa, że użycie sił zbrojnych - w taki sposób jak obecnie w Afganistanie - prowadzić będzie jedynie do pogorszenia sytuacji.

08:35