Samoloty amerykańskie zaatakowały pozycje artylerii w Iraku. Celem takiej operacji może być zabezpieczenie amerykańskich i brytyjskich sił inwazyjnych przed irackim atakiem – poinformowała telewizja Sky News, powołując się na źródła w Pentagonie.

Amerykańskie naloty to kolejny element przygotowujący akcję zbrojną, ale jeszcze nie początek wojny.

Samoloty, które od 12 lat uczestniczą w misji patrolowania strefy zakazu lotów, już od kilku tygodni bombardowały nie tylko instalacje radarowe i stanowiska rakiet przeciwlotniczych, ale także wyrzutnie rakiet ziemia - ziemia. A wszystko po to, aby ograniczyć zagrożenie dla brytyjskich i amerykańskich oddziałów.

Siły inwazyjne są gotowe do akcji zbrojnej w każdej chwili. Jednak ostateczną decyzję, kiedy zaatakować zasugerują prezydentowi USA dowódcy wojskowi. George Bush poinformuje o tym w specjalnym przemówieniu z Gabinetu Owalnego. Stacje telewizyjne zostaną o tym powiadomione dopiero w ostatniej chwili.

Eksperci wojskowi są zgodni – inaczej niż w Afganistanie, inaczej niż podczas pierwszej wojny w Iraku - siły inwazyjne nie mają czasu na długie bombardowanie, powolną kampanię. Wojna musi przynieść szybkie efekty nie tylko dlatego, żeby uniemożliwić Husajnowi użycie broni chemicznej lub biologicznej, zaatakowanie Izraela czy zniszczenie pół naftowych, a także aby ograniczyć straty własne i wśród ludności cywilnej.

Wojna musi być krótka - także ze względów politycznych. Może to pomóc odzyskać USA międzynarodowe poparcie.

Eksperci liczą, że wojna zakończy się w ciągu 2-3 tygodni.

Foto: Archiwum RMF

01:10