Stosunek do władz na Kremlu, wizyta w Moskwie, przesłanie do Rosjan… Ostatnie dni obfitowały w istotne sygnały, które świadczą o tym, że polityka zagraniczna odgrywa ważną rolę w rywalizacji dwóch najważniejszych kandydatów w wyborach prezydenckich - Jarosława Kaczyńskiego i Bronisława Komorowskiego.

Na starcie tego moskiewskiego pojedynku przewagę miał Bronisław Komorowski z racji pełnionej funkcji głowy państwa. Oczami wyobraźni sztabowcy widzieli gazety i strony internetowe pełne wspólnych zdjęć marszałka z prezydentem Miedwiediewem, marszałka odbierającego dokumenty i marszałka czatującego na gorąco z Moskwy z internautami. To wszystko i owszem było, ale była również - delikatnie mówiąc - niefortunna wypowiedź Komorowskiego, który komentując udział polskich żołnierzy w defiladzie na Placu Czerwonym z uśmiechem wspominał poprzednią obecność wojsk w Moskwie, co miało miejsce 400 lat temu, kiedy Polacy okupowali Kreml. W sztabie zrobiło się nerwowo. Jeszcze większy niepokój pojawił się, gdy dotarły SMS-y z zapowiedzią specjalnej konferencji prasowej PiS z podziękowaniami dla Rosjan. Dziękował z ekranu Jarosław Kaczyński. Początkowa przewaga stopniała.

Co dalej? PiS konsekwentnie ma zamiar realizować plan, w którym w pierwszych szeregach walczą Joanna Kluzik-Rostkowska i Paweł Poncyliusz, a prezes pojawia się jedynie wśród ludzi na specjalnych spotkaniach, a PO wyraźnie pozbawiona planu wyczekuje błędów przeciwnika. Te ostatnie jednak na razie popełnia raczej kandydata Platformy Obywatelskiej. Oczywiście trzeba tu podkreślić, że ma o wiele trudniejsze zadanie, ale cóż… nawet premier nie ułatwia życia swojemu kandydatowi mówiąc: Pierwszy raz możemy przetestować kogoś w roli prezydenta, zanim wybierzemy go na urząd.