Kwiecień 2009. Na pierwszym piętrze Pałacu oczekiwanie na ważną konferencję prasową. Dziesiątki kamer i mikrofonów. Do sali wkracza Maria Kaczyńska z elektrycznym czajnikiem i pytaniem Kawa czy herbata?. Zawsze podczas podróży pytała, czy nie jesteśmy głodni. Zawsze przypominała, że powinniśmy kupić jakieś prezenty, pamiątki dla dzieci i mężów i żon.

Miała słabość do dobrej garderoby. Niejeden współpracownik Lecha Kaczyńskiego był wzywany do pani Marii, gdzie najpierw słyszał dość bezpośrednią recenzję Wyglądasz jak fleja, a potem otrzymywał namiary na dobrego krawca. Wielu do dziś nie pokazało swoim żonom rachunku za uszyte na miarę garnitury.

Dbała też - a może przede wszystkim - o męża i podpowiadała. Gdy w Nowym Jorku rozmawiałam z Lechem Kaczyńskim o jego spotkaniu, zza pleców dobiegał dość głośny szept Leszku, książka! Powiedz o książce!. I Leszek - albo też "Leszeczek", bo tak mówiła do męża - natychmiast oznajmił, że wręczył amerykańskiemu prezydentowi książkę o Tadeuszu Kościuszce. Maria Kaczyńska tylko porozumiewawczo mrugnęła okiem.

Statuetka "Człowiek Otwartego Serca", tytuł "Honorowego Anioła" kliniki Budzik, Bursztynowa Róża za działalność charytatywną pod hasłem "Miej serce i patrzaj w serce". Tytuły i odznaczenia można by wymieniać bardzo długo. Maria Kaczyńska miała serce nie tylko do wielkich akcji, ale i drobnych interwencji. Sama załatwiała protezę dla chorego, sama walczyła o kwiaciarnię przy Trakcie Królewskim.

W politykę starała się nie angażować, choć jej ugruntowane poglądy czasami dawały znać o sobie i to z wielkim hukiem. Gdy opowiedziała się za kompromisem aborcyjnym, wprawiła w osłupienie polityków Prawa i Sprawiedliwości. Podobnie było przy okazji walki o Dolinę Rospudy. Gdy polityczni koledzy męża głośno mówili "tak" dla obwodnicy Augustowa, Maria Kaczyńska opowiedziała się za nieskażoną przyrodą. Nie kalkulowała zysków i strat, po prostu tak myślała.

Na co dzień jednak poświęcała się głównie obowiązkom pierwszej damy, czyli towarzyszeniu mężowi i pomaganiu ludziom. Nie widzieliśmy tego, bo nie było tam kamer. Pani Maria ich nie potrzebowała.