Marit Bjoergen bez "lekarstw" nie miałaby czego tu szukać – mówiła Justyna Kowalczyk. Polka po prostu nie umie przegrywać – odpowiadała jej norweska biegaczka.

Forma Bjoergen wystrzeliła na igrzyskach ze zdwojoną siłą. Norweżka zdobyła już jeden brązowy i dwa złote medale. Kowalczyk wywalczyła jeden brąz i jedno srebro. Choć zapewnia, że wykonała dwieście procent normy, to podskórnie chyba czuje niedosyt. Stąd te żale.

Bjoergen na astmę choruje od lat. W zeszłym sezonie dostała silniejsze leki, bo ataki choroby były coraz mocniejsze. Norweżka nie biegała we wszystkich Pucharach Świata. Przygotowywała się tylko do igrzysk.

Kowalczyk szła (biegła) innym rytmem. Startowała, gdzie tylko się dało. Razem z trenerem uznała, że w ten sposób najlepiej przygotuje się do występu w Vancouver. Nie odpuszczała niczego.

Dziś nie odpuszcza Bjoergen. Zarzuca jej hipokryzję, twierdzi, że za parawanem astmy kryje się zwykły doping. Lekarze nie zostawiają złudzeń – lekarstwa na astmę przywrócą chorego do normy, ale nie dadzą mu przewagi. Zdrowemu mogą zaszkodzić.

Z czołówki chyba tylko ja jestem zdrowa, to dosyć dziwne, mogłabym u siebie też jakąś astmę znaleźć – szydzi Kowalczyk. O astmę wśród biegaczy, zwłaszcza z północy, nietrudno. Wdychane podczas treningu litry lodowatego powietrza bardzo często doprowadzają do tej choroby. Polka powinna być szczęśliwa, że chora nie jest.

Kiedy w Libercu Kowalczyk w wielkim stylu zdobywała złote medale mistrzostw świata, nic nie mówiła o astmie Bjoergen ani nikogo innego. Dziś, kiedy nie potrafi wygrać na trasie, używa ostrych słów. Niepotrzebnie.