Łódzcy policjanci zatrzymali 55-latka z Pabianic, który ukradł z domu biznesmena sejf, w którym było co najmniej 400 tys. złotych. To drugi podejrzany w tej sprawie. Grozi mu kara do 10 więzienia.

Wydarzenia rozegrały się w noc sylwestrową 2011/2012 w jednej z podłódzkich miejscowości. Według policji włamywacze pod nieobecność biznesmena weszli do jego domu przez dach. Wchodząc i wychodząc przez okno na najwyższych kondygnacjach ukradli sejf, w którym było co najmniej 400 tys. złotych.

Jak później ustalono, zarówno nieruchomość, jak i jej właściciele byli wcześniej obserwowani przez włamywaczy. Po dokonaniu kradzieży, sprawcy zabrali znajdujące się w nim pieniądze, natomiast sam sejf zatopili w stawie na terenie powiatu łódzkiego wschodniego, gdzie później został odnaleziony przez policjantów.

Początkowo śledztwo w tej sprawie, z powodu niewykrycia sprawców, zostało umorzone. Cały czas jednak pracował nad tą zagadką zespół policjantów i prokuratorów.

Po pewnym czasie Prokuraturze Okręgowej w Łodzi udało się pozyskać dowody, które uzasadniały wszczęcie postępowania. Jako pierwszy zarzuty usłyszał 45-letni łodzianin. Teraz zatrzymano 55-latka z Pabianic.

Podczas zatrzymania był zupełnie zaskoczony uważając, że z uwagi na upływ czasu może być spokojny. Wcześniej wchodził wielokrotnie w konflikty z prawem. Oficjalnie utrzymywał się z dorywczo podejmowanych prac przy remontach domów jednorodzinnych i niewykluczone, że wówczas mógł robić rozpoznanie co do statusu majątkowego gospodarzy - wyjaśniła rzeczniczka łódzkiej policji podinsp. Joanna Kącka.

55-latek usłyszał zarzut kradzieży z włamaniem. Grozi za to kara do 10 lat więzienia. 

(rs)