Miski z czaszek, abażur lampy i krzesła powleczone skórą, maski z wypchanych papierem twarzy… Przedmioty ozdabiające dom na obrzeżach miasta Ed Gein wykonywał sam. Ze swoich ofiar lub szczątków znalezionych na pobliskim cmentarzu. „Potwór z Wisconsin”, „Rzeźnik z Plainfield”, „człowiek o dwóch twarzach”, „etatowy dziwak, któremu odkopane zwłoki zastępowały matkę”. 60 lat temu Ameryką wstrząsnęła informacja o 51-letnim mężczyźnie, który zwłokami nie tylko ozdabiał dom, ale się w nie także ubierał. Spodnie, kamizelki, biżuteria… wszystko wykonane własnoręcznie, wszystko wykonane z ludzi.

"Miał coś niepokojącego w oczach"

Była połowa listopada 1957 roku, kiedy w szopie przy domu 51-letniego kawalera Eda Geina znaleziono Bernice Worden - powieszoną, wypatroszoną, bez głowy. Właścicielka miejscowego sklepu z narzędziami zniknęła bez śladu w momencie, kiedy mieszkańcy małego miasteczka Plainfield w stanie Wisconsin byli w lesie. Listopad to czas polowań na jelenie. Zniknięcie 58-letniej kobiety i miejsce zbrodni odkrył jej syn. W sklepie był bałagan, na podłodze krew.

Policjanci do szopy Eda Geina nie trafili przez przypadek. Od dłuższego czasu bowiem w 700-osobowej miejscowości krążyły plotki o tajemniczym domu na obrzeżach, w którym znajdują się przerażające eksponaty. Jedna z historii mówi nawet o 10-letnim chłopcu, którego Ed zaprosił na farmę i pokazał mu głowy swoich ofiar (przypadkowym gościom miał mówić o specjalnych maskach na Halloween). Dziecko miało o tym bez skrępowania opowiadać, jednak nikt w te opowieści nie uwierzył, bo nikt nie przypuszczałby, że jego sąsiad to szaleniec. 51-latek nazywany przez prasę od 1957 roku "rzeźnikiem z Plainfield", był bowiem uznawany za "miłego, takiego jak wszyscy, choć trochę dziwnego". "Był pracowity, ale miał coś niepokojącego w oczach" - mówili mieszkańcy.

Na dobrą opinię Ed Gein pracował dobrych kilka lat. Po śmierci matki był zupełnie sam. Utrzymywał się wykonując drobne prace dla swoich sąsiadów. Z troską i ogromnym zaangażowaniem opiekował się także dziećmi. Kobiety mu ufały, zapraszały na obiady. Nic więc dziwnego, że gdy w Plainfield gruchnęła wiadomość o zwłokach znalezionych w domu Geina, wszyscy byli w szoku.

Zbrodnie wobec żywych i umarłych

"Rzeźnika" natychmiast aresztowano, a jego farmę - przeszukano. W domu i szopie na obrzeżach miasteczka 17 listopada 1957 roku znaleziono nie tylko wypatroszone ciało zastrzelonej Bernice Worden, ale także liczne ludzkie szczątki (mówi się o szczątkach dziesięciu kobiet), w tym: przyozdabiające meble i ściany czaszki, maski ściągnięte z twarzy kobiet czy odcięte nosy. Były też: abażur lampy z ludzkiej skóry, pas z kobiecych sutków, kółko do rolety zrobione z ust czy obite zwłokami fotele. W jednej z papierowych toreb policjanci przeszukujący dom Geina znaleźli również twarz kobiety z włosami. Była to właścicielka lokalnego baru, która zaginęła trzy lata wcześniej.

W domu "potwora z Winsconsin" nie było elektryczności, wszędzie panował ogromny, niesprzątany od dziesięciu lat, bałagan.  Wszędzie oprócz... pokoju jego matki. Drzwi do sypialni Augusty były zaryglowane od dwunastu lat. Pokój był zachowany tak, jak został zostawiony przez jego lokatorkę.

Podczas przesłuchania Gein nie chciał zeznawać. Zgodził się mówić dopiero wtedy, gdy pokazano mu ciało jego ostatniej ofiary. Wówczas przyznał się do dwóch zabójstw: Bernice Worden oraz Mary Hogan - właścicielki tawerny. Jak zeznał, reszta artefaktów, która znalazła się w jego domu, to ludzkie szczątki wygrzebane z pobliskiego cmentarza. Ed fascynował się tym, kto umarł. Świeży grób rozkopywał i zabierał ciało. "To bardzo złożona postać. Miał dwie osobowości: jedna z nich funkcjonowała w ciągu dnia, druga w nocy. (...) Zwłoki zastępowały mu matkę" - mówili po czasie eksperci w dokumencie "Ed Gein. Rzeźnik z Plainfield", którzy do dziś zastanawiają się, co dokładnie 51-latek robił ze szczątkami.

Ile dokładnie osób zabił Ed Gein? Tego nie wiadomo. Przyznał się do dwóch morderstw, choć nieoficjalnie mówi się, że mogło być ich więcej. Na przełomie lat 40. i 50. w stanie Winsonsin nasiliły się bowiem przypadki tajemniczego znikania ludzi. Jak czytamy w książce Anny Poppek "Seryjni mordercy XX wieku", pierwszą ofiarą miała być 8-latka, której ciała do dziś nie znaleziono. "(...) Udało się znaleźć tylko ślady samochodu marki ford w pobliżu, gdzie ostatni raz widziano dziewczynkę. Gein jeździł ciężarówką forda (...)".

Jakiś czas później uprowadzono 15-letnią opiekunkę do dziecka, zniknęło także dwóch myśliwych, którzy w przydrożnej gospodzie w Plainfield przygotowywali się do polowania.

Dom Eda Geina wylęgarnią psychopatów

Powodów szaleńczego zachowania Geina upatruje się w dzieciństwie i w jego matce. Żarliwa katoliczka, która opiekowała się domem była na tyle dominującą postacią, że bez problemów podporządkowała sobie męża (ojciec Geina, który prowadził sklep według niektórych źródeł był alkoholikiem) i synów (Gein miał starszego brata Henry’ego). Augusta uważała, że mężczyźni to istoty ułomne, które poprzez pożądanie popychane są do grzechu. Przestrzegała synów przed kontaktami z kobietami i dotkliwie karała. Ratunkiem dla jej dzieci miały być codzienne modlitwy i czytanie Biblii.

Eda i matkę łączył związek oparty nie tylko na miłości, ale i nienawiści. Syn ją wielbił, słuchał jej rad i rozkazów. W szkole radził sobie średnio. Nie miał kolegów, bo każda próba nawiązania kontaktu z rówieśnikami była przez Augustę negowane. Na fanatyczną matkę Ed był mniej odporny niż jego brat, który miał własne poglądy, jak żyć.

Stracił wszystko, co było mu bliskie

Ojciec Eda zmarł, gdy ten miał 34 lata. Razem z bratem pomagali finansowo matce wykonując głównie prace fizyczne. Obaj w Plainfield mieli opinię solidnych pracowników.

Patologiczny stosunek Eda do matki nie mógł nie zostać zauważony przez Henry’ego. Starszy brat próbował to zmienić, jednak każda próba rozmowy z Augustą kończyła się awanturą. W Edzie rosła złość, bo przecież jego matka była wcieleniem dobroci.

W maju 1944 roku zmarł brat Eda. Okoliczności jego śmierci do dziś są niejasne. Według wersji Geina, Henry zginął w pożarze traw, który chłopcy próbowali ugasić chroniąc rodzinną farmę. Policjanci, którzy przybyli na miejsce zdarzenia nie byli co do tego pewni: ciało Henry’ego leżało na kawałku ziemi nienaruszonym przez ogień, a na jego głowie znaleziono ślady licznych uderzeń. Koroner jako przyczynę śmierci podał uduszenie dymem, a rany - jego zdaniem - miały powstać w wyniku upadku. Nikt nawet nie próbował podejrzewać Eda o  bratobójstwo.

Posiadaniem matki na wyłączność Ed nie cieszył się zbyt długo. Augusta zmarła pod koniec 1945 roku, a świat Geina się zawalił. Został zupełnie sam. Odizolowany od społeczeństwa przez matkę bał się kontaktu z ludźmi, a towarzystwa szukał... na pobliskim cmentarzu. Ed uważał się za narzędzie Boga, które potrafi wskrzeszać umarłych. "Po śmierci matki problemy psychologiczne zaczęły graniczyć z psychozą" - ocenili po czasie eksperci. Gein zamieszkał na parterze domu, a pokoje na piętrze, w których żyła jego matka przekształcił w swego rodzaju sanktuarium. Zaczął czytać podręczniki o anatomii i ekshumacji zwłok.

Schizofrenia, halucynacje, urojenia

Kiedy skrywane pod fasadą normalności prawdziwe oblicze Eda ujrzało światło dzienne, miasteczko, w którym mieszkał przeżyło prawdziwy najazd reporterów. O Plainfield mówił cały świat.

W styczniu 1958 roku odbyła się rozprawa decydująca o tym, czy Gein może być sądzony za zabójstwo. Lekarze orzekli wówczas, że 52-latek cierpi na schizofrenię. ma halucynacje i urojenia. Podczas rozprawy bał się i ciągle pytał, co się z nim teraz stanie. Trafił do szpitala psychiatrycznego.

Po 10 latach jego sprawa wróciła na wokandę. Sąd uznał go za winnego zabójstwa, ale nie skazał. Ed powrócił do zakładu, gdzie - jak mówią lekarze - prawdopodobnie po raz pierwszy był szczęśliwy. Geina opisywali jako "pogodnego i łatwego w prowadzeniu pacjenta", który podczas pełni opowiadał o tym, co robił z kobietami.

Ed zmarł 26 lipca 1984 roku z powodu niewydolności oddechowej. Pochowano go na cmentarzu w Plainfield, tuż obok grobu matki.

Kult Geina

Po śmierci Eda nieznane dotychczas małe miasteczko zyskało sławę. Do Plainfield przyjeżdżały tysiące ludzi. Wszyscy chcieli zobaczyć "dom potwora". Również grób Geina cieszył się popularnością. Fani "na pamiątkę" odrywali kawałki nagrobka, kobiety zostawiały na nim kwiaty i listy miłosne. W końcu - prawdopodobnie w 2000 roku - nagrobek skradziono. Udało się go odzyskać i umieścić w jednym z muzeów w  stanie Wisconsin.

Farma Eda i jego rzeczy osobiste miały zostać zlicytowane w marcu 1958 roku. Dziesięć dni wcześniej jednak posiadłość spaliła się. Prawdopodobnie był to wynik podpalenia. Mieszkańcy spokojnego dotąd miasteczka mieli dość wszędobylskich reporterów i tłumów turystów.

Sporą atrakcją stało się zaś auto "rzeźnika", które po wylicytowaniu było pokazywane na targach jako eksponat. Właściciel samochodu pozwalał go oglądać oczywiście za stosowną zapłatą.

Chory świat Eda Geina do dziś fascynuje

Dokonania Eda Geina nie tylko przerażają, ale i inspirują. Na podstawie jego historii stworzono między innymi: postać Normana Batesa - demonicznego zabójcy z "Psychozy" Alfreda Hitchocka, Buffallo Billa - psychopatycznego zbrodniarza z "Milczenia owiec" czy Leatherface’a - bohatera horrorów z cyklu "Teksańska masakra piłą mechaniczną".

Ed Gein inspirował również muzyków. "Do dziś obserwujemy niezdrowe fascynacje jego osobą - powstała grupa rockowa używająca jego nazwiska jako nazwy, grająca w stylu grindcore" - pisze w swojej książce Anna Poppek. "Wiele zespołów rockowych odwoływało się do jego postaci w swoich utworach (Slayer - Dead Skin Mask, grupa Blind Melon - Skinned czy Mudvayne w utworze Nothing to Gein)".