Premier żąda wyjaśnień w sprawie przywrócenia Radosława Ścibiorka na stanowisko naczelnika Wydziału do spraw Zwalczania Przestępczości Pseudokibiców Komendy Stołecznej Policji. Podinspektor stracił funkcję po tym, jak poprosił PZPN, by sprzedał "Staruchowi" bilet na finał Pucharu Polski w Bydgoszczy.

W 2011 roku Donald Tusk groził wyrzuceniem kierownictwa Komendy Stołecznej po tym, jak Radosław Ścibiorek prosił PZPN o sprzedanie biletów "Staruchowi". Z kolei w ostatni piątek premier mówił, że słyszał o decyzji ws. Ścibiorka i jest nią zaskoczony. Rzeczywiście byłem zaintrygowany - stwierdził wtedy szef rządu. Jak dodał, po tłumaczeniach uwierzył, że nie było złej woli w prośbie o wydanie biletu "Staruchowi". Teraz natomiast utrzymuje, że będzie się domagał wyjaśnień od kierownictwa policji, dlaczego zdecydowało się na przywrócenie naczelnika na dawne stanowisko.

Potwierdzam, Radosław Ścibiorek wrócił na stanowisko 1 marca - powiedział naszemu reporterowi w ubiegły czwartek rzecznik Komendy Stołecznej Policji Mariusz Mrozek. Zaznaczył, że chodziło o danie naczelnikowi drugiej szansy. To człowiek, który zdobywał doświadczenie za granicą, ma wielką wiedzę dotyczącą zabezpieczania imprez masowych - podkreślił. Dodał, że po utracie stanowiska Ścibiorek nadal zajmował się w KSP kwestiami bezpieczeństwa na stadionach.

W podobnym tonie wypowiadał się rzecznik Komendy Głównej Policji Mariusz Sokołowski, który stwierdził w rozmowie z Krzysztofem Zasadą, że kara nie może trwać wiecznie. Według Sokołowskiego, naczelnik odpokutował swój czyn, a policja chce dalej korzystać z jego doświadczenia, bo jest świetnym funkcjonariuszem i jednym z najlepszych specjalistów, jeśli chodzi o zwalczanie przestępczości pseudokibiców.


Naczelnik wyleciał z wielkim hukiem

Ścibiorek stracił stanowisko przed dwoma laty, po zadymie po meczu Pucharu Polski między Legią Warszawa a Lechem Poznań na stadionie Zawiszy w Bydgoszczy. Zamieszki wybuchły tuż po zakończeniu spotkania - pseudokibice zaczęli niszczyć krzesła i ogrodzenie, wdarli się na murawę, gdzie poturbowali operatorkę telewizyjną, zniszczyli reklamy elektroniczne i głośniki. Do akcji musiała wkroczyć policja, bo pracownicy firm ochroniarskich nie byli w stanie przywrócić porządku na stadionie.

Straty wyceniono na 82,5 tysiąca złotych. Pieniądze zwrócił organizatorom spotkania Polski Związek Piłki Nożnej.

Po burdach w Bydgoszczy zarzuty usłyszało ponad 120 chuliganów. Wśród nich był także nieformalny lider kiboli Legii Piotr S., pseudonim Staruch. Na meczu pojawił się mimo zakazu stadionowego. Jak się później okazało, o sprzedanie mu biletu poprosił w piśmie do PZPN-u właśnie Ścibiorek.