Spłoszone konie poniosły sanie na drodze do Morskiego Oka w Tatrach. Sytuację nagrał jeden z turystów. Na szczęście nikomu - ani turystom, ani fiakrowi, ani zwierzętom nic się nie stało.

Konie spłoszyły się wczoraj na Polanie Włosienicy, gdzie odpoczywają po jeździe w górę i czekają na zwiezienie kolejnych turystów.

O sprawie napisał portal tatromaniak.pl i tam też opublikowano nagranie. 

Jak powiedział pracownikowi Tatrzańskiego Parku Narodowego fiakier, który powoził zaprzęgiem, prawdopodobnie zwierzęta przestraszyły się dźwięku plastikowych sanek ciągniętych przez turystów po zmrożonym śniegu. Ruszyły galopem w dół razem z pustymi saniami. 

Na szczęście turyści, którzy przebywali w pobliżu, zdążyli uciec. Gdy byliśmy na Włosienicy, wyciągnąłem telefon i zacząłem nagrywać widoki. I w pewnym momencie usłyszeliśmy głośny hałas. Odwróciłem się i zobaczyłem te pędzące konie. Biegły szybko, pewnie jakieś 50 kilometrów na godzinę. W saniach nie było nikogo. Moja żona wskoczyła w zaspę, ja złapałem córkę i też wskoczyliśmy do śniegu - opowiada "Gazecie Krakowskiej" Mariusz Łaszewski, turysta z Łeby, który nagrał całe zdarzenie.

Mężczyzna relacjonował, że potem zaczął krzyczeć do innych turystów, by ci uciekali. Oni również wskakiwali w zaspy. Na końcu widziałem, jak konie te wbijają się w skarpę śniegu. Dopiero po pięciu minutach woźnica spokojnym krokiem sobie schodził. Pytam się go, czy będzie łapał te konie. A on mi mówi, że i tak ich nie dogoni - mówił w rozmowie z "Krakowską" turysta.

Jak twierdzi Zbigniew Kowalski z TPN, konie przebiegły w ten sposób około 300 metrów. Jedno ze zwierząt przewróciło się w śnieżną zaspę. Wczoraj zwierzęta przebadał wezwany przez służby parku weterynarz. Jego zdaniem, nie zostały ranne i mogą nadal pracować na trasie do Morskiego Oka.

Dzisiaj pracownicy TPN będą rozmawiać jeszcze raz z woźnicą i zdecydują, czy przez swoje działanie lub jego brak, zasłużył na karę. Prawdopodobnie mężczyzna zostanie ukarany mandatem. 

Opracowanie: