Najgłupszy trener to taki, który obraża się na piłkarza. Nawet jak piłkarz mu ubliży to trener musi to przełknąć i piłkarza przytulić. Nie mamy aż tylu dobrych, żeby marudzić - oświadczył selekcjoner reprezentacji Polski. 4 września mecz Łodzi z Ukrainą.

Ja nikomu drogi nie zamykam. Staram się wybierać wszystko to, co najlepsze. Jeżeli niektórych nie powołuję, to nie znaczy, że nie mają szansy do reprezentacji wrócić. Teraz piłkarze nie rodzą się jak w latach 60., 70. jak grzyby. Mało jest dobrych. Jestem jednak optymistą. Chcę, by zdobywali doświadczenie w klubach. Dlatego chciałbym, aby te kluby grały jak najdłużej w pucharach. Ja grałem z Lechem kilkanaście meczów w jednym sezonie. Tacy piłkarze jak Peszko wiele tam się nauczyli. Cenię każdego zawodnika, ale muszą dominować w swoich klubach. Już teraz widzę jak ważne są zwycięstwa. Czytam gazety, gdzie piszą "Smuda do zwolnienia". Czuję tę presję. Ale jakbym na Euro zdobył zero punktów, to nie wiem jakimi taczkami by mnie wywozili z Polski. Selekcja to nie jest tak, że tylko pstryknąć i mamy drużynę. Już na pierwszej konferencji, gdy zostawałem selekcjonerem powiedziałem, że jeszcze nie raz ktoś nas zleje i pokaże, ile brakuje nam do najlepszych. Nie będziemy grać z Luksemburgiem, San Marino czy Wyspami Owczymi. Co z tego, że wygramy z takim przeciwnikiem i będę chodzić dumny jak paw. Mamy uczyć się od najlepszych - mówił Smuda podczas konferencji na stadionie Legii.

Po ostatnich klęskach w towarzyskich spotkaniach z Hiszpanią 0:6 i Kamerunem 0:3 część opinii publicznej chce głowy selekcjonera. Smuda broni się jak może. Liczy, że sporo da mu deklaracja Sebastiana Boenischa o tym, że mając do wyboru reprezentacje niemiecką i polską zdecydował się na barwy biało-czerwone.

Sebastian Boenisch jest młodym, zdolnym zawodnikiem. Bardzo potrzebujemy klasowego lewego obrońcy. Już bardzo dobrze gra do przodu, rezerwy widzę u niego w defensywie. Jego decyzja pociągnęła innych. Już dostałem telefony od trzech zawodników nawet z drugiej Bundesligi. Mają po 16,17 lat i proszą mnie o rozmowę. Liczę, że może urodzi się ktoś taki jak Władysław Żmuda, który miesiąc przed MŚ w 1974 był nieznany, a potem stał się podstawowym piłkarzem. Na razie próbujemy. Po meczach z Bułgarią czy Serbią przebąkiwano, że już mamy reprezentację. A my po dobrym meczu możemy znowu trafić na silnego rywala i "dostać petardę". Może ta reprezentacja jeszcze nie zafunkcjonowała, ale jestem pewny, że zafunkcjonuje - dodał Smuda.