Mało kto o tym pamięta, ale 21 lutego został ustanowiony przez UNESCO Międzynarodowym Dniem Języka Ojczystego. Z tej okazji Biblioteka Śląska zachęcił swoich czytelników do stworzenia słownika składającego się ze słów, które warto ocalić od zapomnienia. Do wspólnej zabawy zapraszamy również Was. Swoje propozycje wciąż możecie wpisywać pod artykułem.

Czy tęsknimy jeszcze za słowami, które kiedyś istniały, a teraz mało kto o nich pamięta?

Oto kilka propozycji: "gorzeć" kiedyś znaczyło palić się płomieniem. Na koguta mówiono "kur", a o biedaczce - "nieboga"? Komu brakuje "pociotków", "stryjenki", "wujenki" czy popularnego wyrażenia "zzuć" (zdjąć) buty? W niepamięć powoli odchodzi "sień", "polano", czy "proca". Może warto niektóre z tych wyrazów ocalić od zapomnienia? 

W Międzynarodowym Dniu Języka Ojczystego w Bibliotece Śląskiej można było znaleźć specjalnie oznakowany punkt. Czytelnicy i mieszkańcy Katowic mogli tam zgłaszać swoje propozycje. W piątek pracownicy książnicy sprawdzą, które wyrazy powtarzają się najczęściej i zamieszczą je na stronie Biblioteki Śląskiej. Pod uwagę będą brane również wyrazy, które pojawiły się w dyskusjach internetowych, a nawet takie, które zostały zgłoszone przez telefon.

"Cieszy, że dyskusja trwa"

Akcja Biblioteki Śląskiej spotkała się z ogromnym odzewem. Zabawa zaczęła żyć własnym życiem przede wszystkim w internecie. Internauci z całej Polski, a nawet spoza kraju, wpisywali swoje propozycje słów, które chcą ocalić. Nie spodziewaliśmy się takiego odzewu. Wypowiadają się autorytety. Są w internecie propozycje ludzi z Berlina, Kapsztadu, więc już nie tylko ze Szczecina, Łodzi i Warszawy, ale także spoza Polski. Dyskusja trwa, zażarta, ale bardzo sympatyczna i sentymentalna. To cieszy - mówiła reporterce RMF FM Aneta Satława z Biblioteki Śląskiej.

"Język polski jest ą-ę" - kampania w obronie języka polskiego

W Międzynarodowym Dniu Języka Ojczystego, ruszyła też kampania "Język polski jest ą-ę" w obronie znaków diakrytycznych i przeciwko nieużywaniu charakterystycznych polskich liter. Akcję wspiera m.in. prof. Jerzy Bralczyk, czy Henryk Sawka.

Z badań wynika, że znaczna część społeczeństwa nie ma świadomości, że używanie znaków diakrytycznych jest ważne. (...) Istnieje potrzeba popularyzacji używania polskich znaków w codziennym życiu, w kontaktach nieformalnych, a nie tylko w sytuacjach oficjalnych. Znaki, takie jak ą, ę, ś, ż są jedną z najbardziej charakterystycznych cech języka polskiego, jednak Polacy używają ich coraz rzadziej. Co drugi esemes wysyłamy bez polskich ogonków - tłumaczy Michał Piechocki z agencji ARC Rynek i Opinia. Można zapytać: dlaczego mamy się trzymać znaków diakrytycznych, skoro ich omijanie czyni pisanie prostszym. Anglicy czy Francuzi piszą inaczej niż mówią - zapis słów różni się od ich wymowy, więc dlaczego my nie mielibyśmy zrezygnować z ą, ę? Ponieważ byłoby to niesłychane zubożenie języka polskiego, a przez to - życia - podkreśla językoznawca prof. Jerzy Bralczyk.

Według badań ARC Rynek i Opinia, 63 proc. Polaków przyznaje się do tego, że nie zawsze dba o poprawność językową. Choć aż 64 procent badanych uznała, że znaki diakrytyczne są jedną z najbardziej charakterystycznych cech języka polskiego. Ponad połowa przyznała, że nie stosuje ich np. pisząc maila lub esemes. Dzięki takiemu omijaniu tych znaków, wiadomości pisze się o wiele szybciej. Chcemy pokazać jak śmieszny staje się język polski, pozbawiony swoich cech charakterystycznych - tłumaczy prof. Bralczyk. Uważam, że język polski jest ą, ę i tak powinno zostać. Używajmy polskich znaków za każdym razem, gdy wysyłamy esemes lub mail - apeluje językoznawca.