Ratownicy dostali w końcu pieniądze z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Przez niemal dwa miesiące ratowali turystów za ubiegłoroczne oszczędności lub za pieniądze pożyczone z banku. Niestety środków zabrakło, nie było ich również na pensje dla zawodowych ratowników za luty. Środki z ministerstwa przyszły dosłownie w ostatniej chwili.

Nowa ustawa, która nakłada na MSW obowiązek finansowania ratownictwa w górach, weszła w życie na początku roku. Mimo że jej treść znana była od uchwalenia przez Sejm w sierpniu ubiegłego roku, to ministerialni urzędnicy nie zdążyli przygotować odpowiednich umów. Dopiero po interwencji RMF FM w połowie lutego, projekty umów trafiły do służb ratunkowych.

GOPR miał wiele wątpliwości dotyczących zapisów umowy. Chodziło przede wszystkim o biurokracje. Jak tłumaczył naczelnik GOPR Jacek Dębicki przygotowywanie comiesięcznych raportów z dyżurów ratowniczych wymagałoby zatrudnienia dodatkowej osoby, na co oczywiście nie było pieniędzy. Ale co mamy zrobić, mamy nóż na gardle - tłumaczył naczelnik. Bez podpisania umowy nie było mowy o środkach na działalność. Wreszcie udało się dojść do porozumienia i umowę, w nieco złagodzonej formie, podpisały obie organizacje zarówno GOPR jak i TOPR zajmujące się ratowaniem w polskich górach.

Na ratownictwo górskie MSW przeznaczyło prawie 10 mln zł, z czego 3,6 mln zł trafi do TOPR, a GOPR otrzyma 6 mln 350 tys. zł, czyli o 100 tys. zł więcej niż w roku ubiegłym. Przepisy się zmieniły, ale poziom finansowania ratownictwa właściwie nie uległ zmianie. W poprzednich latach GOPR i TOPR dostawały jedynie dotację z resortu spraw wewnętrznych, która wystarczała na 50-60 procent wydatków. Pozostałe środki ratownicy musieli wypracować sami lub zdobyć od sponsorów. Nowa ustawa miała zapewnić pełne finansowanie działań ratowniczych. Jednak ze względu na "trudny budżet", MSW w całości będzie finansować utrzymanie i obsługę śmigłowca TOPR, gotowość ratowniczą oraz centralne szkolenia ratowników.

Jednak naprawy, remonty śmigłowca, a także na zakup sprzętu ratowniczego ministerstwo nie da pieniędzy. Jeżeli nie będzie jakiegoś nieprzewidzianego remontu śmigłowca, które zawsze są niezwykle drogie, powinniśmy sobie jakoś poradzić - zapewnia naczelnik TOPR Jan Krzysztof. Ratownicy otrzymują także 15 procent wpływów ze sprzedaży biletów wstępu do Tatrzańskiego Parku Narodowego. W sumie powinno to wystarczyć na około 70 procent kosztów działalności tatrzańskich ratowników.

GOPR natomiast przeznaczy 6 mln 81 tys. zł na utrzymanie gotowości ratowniczej, w tym m.in. na utrzymanie środków łączności i transportu czy koszty utrzymania obiektów. 4 mln 560 tys. zł zostanie przeznaczone na wynagrodzenia dla ratowników górskich. A 269 tys. zł trafi na szkolenia centralne dla ratowników górskich oraz szkolenie psów ratowniczych. W przypadku GOPR pieniądze wystarczą na nieco ponad 50 procent ubiegłorocznych wydatków. Organizacja ta jest w wyjątkowo trudnej sytuacji, bo od początku roku przeprowadziła już kilkadziesiąt kosztownych akcji poszukiwania i sprowadzania turystów w Beskidach czy w Bieszczadach. Największa akcja polegała na sprowadzeniu blisko 30 turystów, których w styczniu nagłe załamanie pogody zaskoczyło na Babiej Górze.

Wszystkie akcje, styczniowe pensje dla ratowników i paliwo do samochodów terenowych i skuterów śnieżnych, finansowane były z oszczędności pochodzących z ubiegłego roku. Środki jednak szybko się skończyły i na lutowe pensje już zabrakło pieniądzy. Koszty działań ratowniczych już teraz są znacznie wyższe niż w podobnym okresie ubiegłego roku. Na dodatkowe pieniądze z ministerstwa na razie nie ma co liczyć. GOPR-owcy obawiają się, że jeśli nadal będzie tak dużo akcji, to pieniędzy do końca roku może zabraknąć.