Właściciele polskich firm transportowych, którzy wysyłają TIR-y do Norwegii boją się o przyszłość. Za tydzień wprowadzona zostanie tam minimalna stawka: 18 euro za godzinę. "Ekstremalnie dla nas wysoka" - skarży się przewoźnik Aleksander Milewski w rozmowie z naszą reporterką Anetą Łuczkowską.

U mnie kierowca, który jedzie ze zleceniem do Norwegii zarabia w granicach od pięciu do sześciu tysięcy złotych i nie jest to odosobniony przypadek. Stawka norweska nie wejdzie w polskich realiach. Nie jesteśmy w stanie zapłacić takich pieniędzy. Teoretycznie byłoby to w granicach 16 tys. zł miesięcznie na rękę dla kierowcy. Firmę kosztowałoby to w granicach 35 tys. zł miesięcznie. To jest bankructwo - tłumaczy Aleksander Milewski.

Stawka minimalna w Norwegii jest wyższa niż ta zaproponowana w Niemczech. Do wprowadzenia stawek minimalnych szykuje się też Szwecja.

Niemcy zaproponowali, żeby każda firma transportowa, której samochód przejeżdżałby tranzytem przez Niemcy, płaciła swoim kierowcom 8,5 euro za godzinę.

Polska ma drugą co do wielkości flotę samochodów ciężarowych w całej UE. Firmy z naszego kraju, a także innych państw Europy Wschodniej do tej pory mogły konkurować ze swoimi zachodnimi odpowiednikami niższymi stawkami dla kierowców.

(ug)