Miało cieszyć pielgrzymów i stać się jedną z atrakcji Wadowic. Szacowano, że co roku odwiedzi je nawet 300-400 tysięcy turystów. Muzeum Domu Rodzinnego Ojca Świętego Jana Pawła II wciąż nie zostało jednak otwarte. Na razie kulisami jego powstawania i funkcjonowania zajęły się prokuratura i CBA. O aferze z wielkimi pieniędzmi w tle pisze najnowszy "Newsweek".

Muzeum Domu Rodzinnego Ojca Świętego Jana Pawła II powstało w 2010 roku jako wspólne przedsięwzięcie Ministerstwa Kultury, Sejmiku Województwa Małopolskiego, gminy Wadowice i archidiecezji krakowskiej. Biorąc pod uwagę zainteresowanie, jakim cieszy się na świecie osoba papieża Polaka, placówka z pewnością mogłaby na siebie zarobić. Według szacunków, odwiedzałoby je rocznie nawet 300-400 tysięcy osób.

Za fiasko tego projektu część osób współpracujących z muzeum obwinia księdza Pawła D., który od 2010 roku był dyrektorem placówki, wybranym przez krakowską kurię - czytamy w tygodniku. W ciągu dwóch lat na remonty budynku i promocję powstającego muzeum Ministerstwo Kultury i samorząd wyłożyły w sumie 25 milionów złotych.

Duchowny nie poprzestał na kierowaniu muzeum

Ksiądz Paweł stanowisko dyrektora muzeum łączył także z innymi funkcjami - jednocześnie kontynuował posługę kapłańską, prezesował kościelnemu wydawnictwu Anima Media i był cichym wspólnikiem słowackiego biura podróży Awertour, dla którego wynajdywał klientów na zagraniczne pielgrzymki. Z czasem liczne interesy zaczęły się przenikać, a w centrum dziwnych wydarzeń znajdowało się papieskie centrum - pisze "Newsweek". Ksiądz D. obracał dużymi kwotami, które z biegiem czasu coraz rzadziej trafiały do osób, do których powinny.

Duchowny został ostatecznie odwołany po donosach, jakie zaczęły trafiać do kurii, sejmiku wojewódzkiego, prokuratury w Wadowicach i Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Jego miejsce zajął zaufany człowiek abp. Stanisława Dziwisza - proboszcz parafii mariackiej ksiądz Dariusz Raś. Brat Ireneusza, szefa małopolskiej Platformy Obywatelskiej.

Ani poprzedni, ani nowo powołany dyrektor nie chcą na razie komentować całej sprawy. CBA przekazało śledztwo wadowickiej prokuraturze, która rozpoczęła już przesłuchania świadków. Choć w między czasie muzeum mogło już na siebie zarabiać, wciąż nie zostało otwarte, a kosztowało już miliony złotych.

(bs)