Miałem sen. Wprowadzono w Polsce konkurencyjne do państwowych ubezpieczenia zdrowotne. Konkurencyjne ubezpieczenie można było wybrać dobrowolnie w prywatnych towarzystwach ubezpieczeń zdrowotnych zamiast ubezpieczenia w instytucji państwowej za tę samą składkę lub równolegle z państwowym, jako uzupełnienie koszyka świadczeń. Stworzono także koszyk usług medycznych w ramach wykupowanego ubezpieczenia oraz wyliczono koszt ich realizacji a zarazem ubezpieczenia.

Miałem sen. Zredukowano liczbę szpitali, a pozostałe po restrukturyzacji zostały ujęte w kompleksowy system ratownictwa medycznego i świadczenia usług medycznych chorym. Dzięki temu zlikwidowano dublowanie oddziałów i usług na tym samym terenie, a jednocześnie uzupełniono ich wachlarz o te, które nie były do tej pory świadczone, lub były trudno dostępne.

Miałem sen. Lekarze i pozostały personel medyczny nie miał prawa prowadzić prywatnej praktyki medycznej z wykorzystaniem nieruchomości, urządzeń, sprzętu i leków należących do placówek publicznej służby zdrowia, w których byli zatrudnieni.

Miałem sen. Pracownicy ZUS i alternatywnych towarzystw ubezpieczeń zdrowotnych zaczęli kontrolować efektywność pracy służby zdrowia, w tym lekarzy - efektywność medyczną i finansową - a także prawidłowość wykorzystywania zaordynowanego leczenia przez pacjentów. Zmniejszyło to koszty funkcjonowania placówek służby zdrowia, a zrazem zwiększyło skuteczność leczenia pacjentów eliminując jednocześnie symulantów z rynku usług medycznych.

Miałem sen. Państwowe i prywatne towarzystwa ubezpieczeń zdrowotnych zaprzestały kontraktować usługi na specjalistycznym sprzęcie diagnostycznym, który nie byłby wykorzystywany od rana do wieczora cały dzień, a państwo przestało dofinansowywać zakupy specjalistycznych urządzeń diagnostycznych, jeśli miałyby być wykorzystywane tylko przez pół, a nie przez cały dzień. Zwiększyło to efektywność wykorzystywania bardzo drogiego sprzętu, a zarazem zmniejszyło kolejki pacjentów wymagających specjalistycznych badań.

Miałem sen. Towarzystwa ubezpieczeń zdrowotnych profilaktycznie kierowały pacjentów na obowiązkowe badania specjalistyczne w przypadku przekroczenia określonego wieku życia, a także na obowiązkowe badania okresowe w przypadku chorób przewlekłych i zagrożeń wrodzonych, pod groźbą utraty prawa do wypłaty wynagrodzenia za niezdolności do pracy z powodu choroby lub odszkodowania za koszty leczenia. Miało to na celu zwiększenie priorytetu profilaktyki nad leczeniem, co przyniosło zmniejszenie kosztów samego leczenia.

Miałem sen. Przedsiębiorcy przestali płacić wynagrodzenia za czas niezdolności do pracy w zastępstwie ZUS. W zamian ZUS i towarzystwa ubezpieczeń zdrowotnych wypłacały chorobowe pracownikom, bowiem to one gromadziły od obywateli środki na ten cel. Wprowadzano więc sprawiedliwą normalność: kto pobiera składkę, ten wypłaca odszkodowanie. Zarazem uwolniono znaczne środki przedsiębiorców na rozwój.

Miałem sen. Pracodawcy przestali szukać swoich pracowników na innych budowach w trakcie ich zwolnienia L4, bo kontrolą wykorzystania zwolnienia lekarskiego zajęli się przedstawiciele tych instytucji, które zbierają składkę ubezpieczenia zdrowotnego. Likwidowano też kontrakty i zwalniano z pracy lekarzy wystawiających fikcyjne zwolnienia lekarskie. Pracownicy przestali równocześnie organizować strajki w formie masowego przejścia na L4, gdyż instytucje ubezpieczeniowe przestały wypłacać wynagrodzenia za fikcyjne zwolnienia lekarskie.

Miałem sen. W polskich palcówkach medycznych zaczęli pracować holistyczni lekarze, badający pacjentów nie tylko pod względem dolegliwości, która ich do lekarza sprowadziła. Dzięki temu zwiększyło się profilaktyczne wykrywanie chorób, zmniejszyły koszty ich leczenia, bowiem zostały podjęte na wczesnym etapie rozwoju, a jednocześnie zmniejszył czas poświęcany przez pacjentów na ciągle powroty w kolejki do kolejnych lekarzy.

Miałem sen. Lekarze byli rozliczani za efektywność prawidłowego diagnozowania i skutecznego leczenia pacjentów, a nie na podstawie czasu, jaki im poświęcają. Zniesiono na przykład limit lekarza rodzinnego na jednego pacjenta dzięki czemu potrzebny czas lekarz mógł wykorzystać na wyczerpujący wywiad oraz diagnozę, a nie niemalże w całości na wypełnianie określonych druczków. Zbyt bowiem krótki limit na jednego pacjenta wymuszał traktowanie go jedynie jako kolejnego numerku w kolejce i zastąpienie fachowego badania oraz diagnozę biurokratycznym wypełnieniem recepty, skierowaniem do specjalisty (niech martwi się następny lekarz) albo wystawieniem L4 (wtedy pacjent, który nie jest rencistą albo emerytem, jest najbardziej zadowolony).

Miałem sen. Pacjent czując, albo wiedząc co mu dolega (bo była to np. choroba, na którą już się leczył), mógł bezpośrednio rejestrować się u lekarza specjalisty, a nie poprzedzać tego wizytą u lekarza rodzinnego. Dzięki temu zmniejszyła się liczba osób w kolejach i skrócił czas, jaki pacjent musiał zarezerwować na przebycie biurokratycznej drogi w palcówce Podstawowej Opieki Zdrowotnej.  

Miałem sen. Pacjent odwiedzał tylko raz lekarza rodzinnego albo specjalistę, od którego po wywiadzie dostawał skierowanie na specjalistyczne badania laboratoryjne. Pacjent, po wykonanych badaniach, nie musiał biegać od laboratorium do laboratorium po wyniki, a potem z tymi wynikami od lekarza specjalisty do innego lekarza specjalisty. Jego wyniki bowiem drogą elektroniczną docierały do właściwych lekarzy. Ci natomiast, stawiając diagnozę, kierowali go do lekarza prowadzącego z zaleceniami dotyczącymi systemowego leczenia. Zmniejszyło to liczbę rejestracji i wizyt skracają kolejki.

Miałem sen. Trafiając do szpitala na wykonanie określonego zabiegu lub leczenie nie trzeba było się wyrejestrowywać po zakończonym leczeniu i wracać specjalnie za jakiś czas, albo wręcz w tym samym dniu ponownie, by wykonać kolejny, wcześniej zdiagnozowany i zaordynowany inny zabieg albo leczenie w tym samym szpitalu, lecz na innym już oddziale. Bez tej zmiany szpitale miały problem z uzyskaniem środków finansowych z kontraktów na pokrycie kosztów kolejnego leczenia tego samego pacjenta, ale w ramach już innej jednostki chorobowej.  

Miałem sen. Pacjent mógł być przyjęty do szpitalna na jeden dzień, a nawet na kilka godzin, zamiast niemalże na cały tydzień bez negatywnych konsekwencji finansowych dla szpitala. Skończyło się więc niepotrzebne przetrzymywanie pacjentów w szpitalach, fikcyjne blokowanie łóżek oraz wystawienie niepotrzebnych L4.

Miałem sen. Jeśli lekarz popełnił oczywistą pomyłkę na recepcie, np. nie wpisał nr PESEL, to aptekarz, bez konsekwencji dla swojej praktyki, mógł po identyfikacji pacjenta na podstawie dowodu osobistego lub innego dokumentu urzędowego, a nawet na podstawie oświadczenia podpisanego pod groźbą kary w przypadku złożenia fałszywego oświadczenia wydać zaordynowany lek, a nie odsyłać pacjenta z kwitkiem ponownie do lekarza, który wystawił receptę. Taka normalność oszczędzała, co najmniej jeden, ale niestety najczęściej kilka dni pacjentowi, nie zabierając jednocześnie czasu aptekarzowi oraz lekarzowi. Ci mogli zająć się więc w tym czasie innymi potrzebującymi pomocy medycznej.

Miałem sen. Polak wyjeżdżający do innego kraju Unii Europejskiej nie musiał starać się o wystawienie europejskiej karty ubezpieczenia zdrowotnego, bo obywatele Wspólnoty mieli te same prawa do ochrony zdrowia, bez względu z jakiego kraju członkowskiego pochodzili, gdzie żyli i pracowali i gdzie mieszkali. Wystarczał dowód osobisty lub paszport oraz potwierdzenie ubezpieczenia, lecz kontrolowane wzorem systemu eWUŚ w systemie elektronicznym. Zmniejszyła się więc biurokracja, a zarazem mniej czasu obywatel musiał poświęcić na potrzebne formalności.

Miałem sen. Pracownicy służby zdrowia byli opłacani w zależności od efektywności pracy mierzonej przy współudziale pracodawcy i towarzystwa ubezpieczeń zdrowotnych, a nie w zależności od kwot ustalonych w konsekwencji manifestacji, protestów i strajków. Urealniło to płace pracowników w służbie zdrowia.

Miałem sen. Wprowadzono symboliczną opłatę jednej złotówki za wizytę u lekarza podstawowej opieki zdrowotnej oraz symboliczne pięć złotych za wizytę u lekarza specjalisty, do którego można było się zgłosić bez skierowania lekarza rodzinnego. Zwiększyło to szacunek do służby zdrowia i uznanie dla pracy lekarzy i pielęgniarek, ale przede wszystkim zmniejszyło kolejki o osoby, które niekoniecznie musiały się ze swoją dolegliwością zgłosić do lekarza. Rozważano także symboliczną opłatę od wykonania niektórych badań diagnostycznych, które najczęściej są oczekiwane przez pacjentów, a nie konieczne według opinii lekarza uznawane za bezwzględnie potrzebne do wykonania. W takiej sytuacji, na specjalne życzenie pacjenta, tylko za symboliczną opłatą, mogłoby być zaordynowane także dodatkowe badanie.

Miałem sen. Państwo mogło zwiększyć swoją aktywność związaną na przykład budowaniem, modernizacją i remontami dróg, oświatą, nauką i szkolnictwem, bezpieczeństwem wewnętrznym i zewnętrznym, czy pomocą społeczną a także innymi zadaniami publicznymi, zamiast bawienia się w przedsiębiorcę prowadzącego sanatoria w polskich uzdrowiskach. Dzięki temu prywatne uzdrowiska i należące do nich sanatoria zaczęły wspaniale podnosić jakość usług medycznych oraz opieki równocześnie unowocześniając się, piękniejąc i zdobywając zdecydowaną przewagę konkurencyjną nad uzdrowiskami zagranicznymi.

Miałem sen. Skończyły się kolejki do lekarza w polskich przychodniach POZ i w placówkach lekarzy specjalistów. Zmniejszyły się także kolejki do uzdrowisk i szpitali. Obniżeniu uległy jednocześnie koszty świadczenia usług medycznych oraz utrzymania placówek ochrony zdrowia. Zrezygnowano z podwyższania obowiązkowej składki zdrowotnej ubezpieczonego, a każdy w ramach swoich możliwości oraz przewidywanych potrzeb mógł ją zwiększać indywidualnie powyżej obowiązkowego minimum.

Miałem sen...