Nasze panczenistki mają na swoim koncie kolejny sukces. W Soczi zostały wicemistrzyniami świata w drużynie. Jak mówi Luiza Złotkowska, biało-czerwone są już zawsze wymieniane w gronie faworytek. Z naszą wicemistrzynią świata rozmawiał Patryk Serwański.

Patryk Serwański: Przyzwyczajacie nas do tych medali, a same czujecie się już częścią ścisłej światowej czołówki?

Luiza Złotkowska: Tak. Ważne jest dla nas tegoroczne 3. miejsce w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. To pokazuje, że przez cały sezon byłyśmy mocne. Myślę, że rywalki też już nas tak traktują. Przed biegiem drużynowym inne ekipy obserwują nas. My już nie musimy ich podglądać.

W perspektywie igrzysk można myśleć o prześcignięciu Holenderek? Bo teraz w Soczi były bardzo mocne.

W tym sezonie były poza zasięgiem. Wszystkie jeździły świetnie, szczególnie Ireen Wust, która chciała zdobyć 5 złotych medali, wywalczyła 3. Pamiętajmy, że na igrzyskach walczy się w drużynach systemem pucharowym. W Vancouver Holenderki też były faworytkami, ale odpadły już w pierwszej rundzie. Jeden słabszy występ i wszystko może się zawalić. Różnice w czołówce są naprawdę minimalne. Jeden malutki problem i można znaleźć się na końcu stawki.

Czy w związku ze zmianami finansowania związków szykują się jakieś problemy z przygotowaniami do igrzysk?

Wiadomo, koszyki, które zaproponowało ministerstwo, nas skrzywdziły. Dla nas to jest spore obcięcie budżetu. Trener zrobił wstępny plan przygotowań do igrzysk. To były optymalne warunki, ale okazało się, że trzeba ciąć i przystosować wszystko do budżetu, którym dysponujemy.

Odżywają tematy dotyczące stworzenia sensownego, krytego toru w Polsce. Dla pani byłoby to ułatwienie, jeśli chodzi o treningi?

Na pewno wiele dni więcej mogłabym spędzić w domu. Mogłabym mniej podróżować. Wszystko byłoby łatwiejsze. Pamiętajmy jednak, co dzieje się za naszymi plecami. Kadra A trenuje około 7 miesięcy w roku na lodzie. Dużo wyjeżdżamy. Juniorzy nie mają takich możliwości. Trenują w Polsce przez 3 miesiące. Kiedy się zestarzejemy, zaczną się problemy, bo nie będzie następców.

A przecież taki tor mogliby z wami wykorzystywać zwykli mieszkańcy, dzieciaki ze szkół. Takie lodowisko poza godzinami treningów mogłoby być ogólnodostępne.

Łyżwiarstwo jako dyscyplina jest przecież wszędzie. W wielu miejscach zimą powstają lodowiska. Podejrzewam, że większość Polaków ma w domu łyżwy. Nie oszukujmy się, to jest sport powszechny. Dziwię się, że taka wielofunkcyjna hala dla łyżwiarzy szybkich i figurowych, na której z powodzeniem mogliby się bawić amatorzy, ciągle nie powstała.

(bs)