Miały być tłumy i jeden wielki uliczny korek, a tymczasem Londyn podczas igrzysk olimpijskich świeci pustkami. Jak informuje nasz korespondent Bogdan Frymorgen, najbardziej na odpływ turystów narzekają teatry i drobni sprzedawcy.

Kampania odstraszająca przed wjazdem do Londynu okazała się skuteczna - nawet za bardzo. Teatry w West Endzie już odnotowały 40-procentowy spadek sprzedaży biletów, natomiast drobni sprzedawcy ledwo wiążą koniec z końcem.

Liczyliśmy na to, że zarobimy fortunę - mówi właściciel straganu na targu w Greenwich. Miało tu być tysiące turystów, a w rzeczywistości miejsce jest puste. Dobrze ze chociaż możemy pracować codziennie, a nie tylko w weekendy jak przed rozpoczęciem igrzysk - dodaje.

Wobec apokaliptycznych ostrzeżeń przed komunikacyjnym chaosem wiele londyńskich firm przyjęło elastyczne godziny pracy. Tymczasem chaosu na ulicach Londynu nie ma. Niektóre dzielnice przypominają w środku tygodnia niedzielne popołudnia. Trudno oszacować na razie, jaki to będzie miało wpływ na finansowa kondycje miasta, które zainwestowało w igrzyska tak wiele.