Pociski do niemieckich Leopardów nie przebijają osłon rosyjskich czołgów. Ta weekendowa informacja niemieckiej gazety "Die Welt” wywołała za Odrą dyskusję o potrzebie lepszej amunicji opartej na zubożonym uranie. Taka wersja przez dekady była odrzucana. Teraz jednak sytuacja geopolityczna zdecydowanie się zmieniła.

Problem pocisków znany jest szefom niemieckiej armii od 30 lat. Pojawił się w latach 80. poprzedniego stulecia. Szefem sztabu planowania był wtedy Hans Rühle. To jego tekst w weekendowej "Die Welt" wywołał poruszenie, bo przypomniał zapomniane mankamenty. Gdy po zimnej wojnie przyszło ocieplenie wydawało się, że pociski nie będą już potrzebne. Wobec działań i gróźb Rosji temat powrócił.

Dlatego zaczęło się sondowanie, bo z jednej strony takimi pociskami dysponują już Amerykanie, Brytyjczycy czy Francuzi. Z drugiej Niemcy od dekad unikają choćby małego promieniowanie w swojej broni. To powód, dla którego Rainer Arnold, ekspert obronności koalicyjnego SPD, stwierdził w poniedziałek, że uran w amunicji jest wykluczony.

W obecnej napiętej sytuacji Niemcy nie mogą pozwolić sobie na opinię jednej z najgorzej uzbrojonych armii Europy. A ostatnio tłumaczą się już z brakujących karabinów zastępowanych kijami od mioteł czy z niesprawnych śmigłowców. Kwestia skutecznych pocisków do Leopardów 2 na pewno więc powróci.

(j.)