W szkole proszono mnie czasem, bym recytował "Pana Tadeusza" lub coś przeczytał, ale nie miałem pojęcia, że mam jakiś szczególny głos - mówi RMF FM jeden z najsłynniejszych lektorów w historii polskiego radia i telewizji, Ksawery Jasieński. W rozmowie z Grzegorzem Jasińskim i Bogdanem Zalewskim opowiada o tym, co różniło spikera od lektora, przyznaje, że inteligencja może przeszkadzać w czytaniu i wspomina, jak zgubił kilka kartek listy dialogowej filmu, którą miał właśnie na żywo przeczytać. Podkreśla też, jak wielką satysfakcję dawało mu nagrywanie książek dla niewidomych.

Grzegorz Jasiński: Bogdan, to ty zacznij...

Bogdan Zalewski: Nie, ty zacznij, ja mam ogromną tremę...

Grzegorz Jasiński: No ale ja też mam ogromną tremę... No cóż... Proszę nam powiedzieć, kiedy zrozumiał pan, że ma tak wyjątkowy głos?

Ksawery Jasieński: Czy ja to pamiętam? Pamiętam, że kiedyś wygrałem jakiś konkurs, na głos. I to właściwie dzięki wypadkowi, który przydarzył się w mojej historii młodzieńczej, mogłem do tego konkursu przystąpić...

Grzegorz Jasiński: Ale czy wcześniej zdawał pan sobie sprawę, że pana głos brzmi wyjątkowo?

Nie, absolutnie nie. Nie miałem zielonego pojęcia. W szkole owszem typowano mnie do tego, żebym głośno mówił jakieś wiersze...

Bogdan Zalewski: Na akademiach?

Nie, wtedy jeszcze nie było takiego zwyczaju, tych akademii nie było tyle, ile się potem pojawiło. Natomiast w klasie proszono mnie, żebym zarecytował coś z "Pana Tadeusza", przeczytał coś itd. Potem uczestniczyłem w takim wielkim, ogólnopolskim konkursie, w którym było chyba parę tysięcy osób. To był konkurs dla sprawozdawców i dla spikerów, ewentualnych spikerów Polskiego Radia...

Bogdan Zalewski: Na pewno zajął pan pierwsze miejsce...

Nie, byłem jednym z ośmiu, dziesięciu, z których potem były eliminacje.

Grzegorz Jasiński: Pamięta pan, co pan czytał podczas tego konkursu?

Nie, to się czytało cokolwiek, oni sprawdzali tylko głos. Ja nawet nie czytałem żadnego wiersza. Sprawdzali tylko jakość głosu, nawet nie inteligencję...

Grzegorz Jasiński: A inteligencja przeszkadza w czytaniu cudzych tekstów?

Wydaje mi się, że nieraz tak, bo człowiek inteligentny nie wszystko chciałby głośno przeczytać...

Bogdan Zalewski: Pamięta pan swój opór wobec jakiegoś tekstu? Nie chciał pan go czytać, ale musiał, bo to pana zawód..

Spiker często miał takie opory. To był okres dość trudny w historii Polski. Nie można było ot tak zrezygnować. To znaczy można było zrezygnować w ogóle z pracy. A i to też było niebezpieczne. Mogło się przecież wiedzieć za dużo rzeczy i tak po prostu "wyjść na wolność". Więc to nie było takie łatwe. Trzeba było przeczytać jakieś komunikaty, wiadomości... Można było naturalnie się nie zgodzić z tekstem, który w ogóle człowiekowi nie pasował, z przyczyn ideologicznych, czy jakichkolwiek innych. Naturalnie. Ale wtedy stawało się człowiekiem trzeciej, albo czwartej klasy...

Bogdan Zalewski: Pan używa terminów: spiker, lektor. Czym różniły się te zawody?

Spiker prowadził programy i to było najważniejsze. Lektor miał określone zadania, właśnie lektorskie, czyli przygotowany do przeczytania tekst. A spiker prowadził program na żywo. Można było powiedzieć coś od siebie. Ale oprócz tego były wiadomości, których zmienić nie można było...

Bogdan Zalewski: Często pan improwizował w trakcie programu?

Tak, tak. Jeśli był jakiś ciekawy program muzyczny, to naturalnie można było coś od siebie powiedzieć...

Grzegorz Jasiński: Jak szybko przyszła popularność? Jak szybko zorientował się pan, że jeśli tylko się pan gdzieś odezwie, to ludzie zaczynają zauważać głos i ten głos wywołuje reakcję postronnych ludzi, którzy pana nie znają?

Dosyć szybko. Człowiek dosyć szybko stawał się wtedy znany z głosu. Nieraz mnie rozszyfrowywano, na przykład w sklepie: "A to my słyszeliśmy pana, czy pan był wczoraj w radiu?" Ja mówię, no tak, nawet nie wczoraj a dzisiaj rano byłem. Rozszyfrowywano mnie bardzo łatwo.

Grzegorz Jasiński: Które dyżury pan najbardziej lubił, poranne, popołudniowe, wieczorne? Które programy były najbardziej satysfakcjonujące?

Bo ja wiem? Chyba poranne. Tam była duża zmienność. Dużo rzeczy się działo. Była muzyka rożnych rodzajów. Była muzyka rozrywkowa, muzyka poważna...

Bogdan Zalewski:... którą pan najbardziej ceni...

Tak, muzykę poważną lubiłem najbardziej. Lubiłem ją zapowiadać. W tym potem się wyspecjalizowałem. Mogłem zapowiadać nie tylko w radiu, ale też na koncertach. Chopina zapowiadałem bardzo chętnie, wiele razy. Były koncerty chopinowskie, raz, albo dwa razy w tygodniu...

Grzegorz Jasiński: Wspomniał pan w jednym z wywiadów, że lektorowanie, czytanie wymaga ćwiczeń, wymaga treningu. To nie jest tak, że się "to" ma raz na zawsze...

Czytałem bardzo dużo, dlatego że zostałem bardzo wcześnie przyjęty przez Związek Niewidomych. Dla nich czytałem co najmniej trzy razy w tygodniu po 2-3 godziny. Nagrywałem dla nich książki. I to była poza pracą radiową jedyna moja działalność społeczno, kulturalno, zawodowa. Znajomość niewidomych w całej Polsce, to było bardzo przyjemne, bardzo miłe. Człowiek miał takich wiernych słuchaczy, że mogłem powiedzieć im parę zdań i oni mnie rozszyfrowywali: "ach to pan Ksawery". Dla nich to byłą frajda, bo oni mnie znali z książek. Czytali "moje" książki, słuchali  "moich" książek...

Bogdan Zalewski: Dzisiaj bycie spikerem, lektorem to coś nieco anachronicznego, dziś raczej mówi się prezenter, niż spiker, lektor...

W ogóle nie ma funkcji spikera. Moi dawni koledzy już nie są spikerami, część już poszła w zaświaty, a reszta może prowadzi jakieś koncerty... Ale jest ich bardzo niewielu...

Bogdan Zalewski: Kiedy słucha pan radia, ogląda telewizję, to widzi pan różnicę w prezentowaniu tekstów przez dzisiejszych prezenterów, a dawnych spikerów i lektorów?

Tak, tak. Wtedy miało się większą... trudno to nazwać, może nieco przesadzam, ale... trochę większą swobodę na przykład w prowadzeniu koncertu. Można było coś od siebie powiedzieć, można było coś dodać. Teraz te wszystkie koncerty są nagrywane. Nie ma nic na żywo. Na żywo są rozmowy, przeważnie wieloosobowe. Takich spokojnych, studyjnych nagrań, czy rozmów jest nie tak wiele...

Bogdan Zalewski: A jak jest z czytaniem listy dialogowej do filmu na żywo? To jest bardzo trudne? Długo się pan do tego musiał przygotowywać?

Nie, nie. Nie przygotowywałem się długo do czytania filmów, dlatego że po pierwsze: poprzez moją pracę spikerską człowiek nabierał pewnej wprawy. Miałem tylko różne przygody podczas czytania filmów, no ale to już jest zupełnie inna sprawa.

Bogdan Zalewski: To proszę opowiedzieć choć jedną.

Proszę bardzo. Miałem wfm-kę i jechałem właśnie do Pałacu Kultury, skąd nadawane były wtedy z 24. piętra filmy, które się czytało na żywo - miało się tekst i trzeba było tylko podkładać pod oryginalny tekst obcojęzyczny. Ja jechałem na motocyklu z tym tekstem na siedzeniu i musiałem nagle zahamować. Podniosłem się trochę i ten tekst się rozsypał na rogu Marszałkowskiej i Alei Jerozolimskich, w najgęstszym - wtedy nie było takiego ruchu...

Bogdan Zalewski: I zdołał go pan skompletować na nowo?

Nie. Resztę musiałem improwizować z tego głosu, który słyszałem. Naturalnie, brakowało mi dokładnie 6 kartek.

Grzegorz Jasiński: Wystarczy.

Ale ludzie mi pozbierali, bo wtedy ruch był minimalny, więc ludzie mi zbierali te kartki spod tramwajów, spod samochodów. Ja układałem je, ale i pojechałem szybko, żeby tam się ułożyć. No i rzeczywiście - tu mi brakowało jednej strony, tu mi brakowało dwóch stron. Jak pozbierałem to wszystko, to wtedy już nie mogłem się za bardzo zastanawiać, dlatego że jest program. To było na żywo prowadzone. Na szczęście to był jakiś lekki film francuski. Ja ten język nieźle znałem, więc tłumaczyłem bezpośrednio to, co słyszałem. Naturalnie, nie wszystko dokładnie, ale jakoś nie było sygnałów...

Bogdan Zalewski: Żeby ktoś miał jakieś luki...

Mogły być jakieś luki, mogła być jakaś moja improwizacja. Także nawet ci inspektorzy nie bardzo się orientowali, że ja nieraz mówię od siebie.

Grzegorz Jasiński: Naczytywał pan teksty, czy raczej lubił pan czytać tekst na świeżo, tak z emocjami?

Trzeba było przejrzeć, bo było sporo różnych nazw, nazwisk obcych, angielskich, francuskich. Taki tekst miałem zawsze wcześniej.

Grzegorz Jasiński: A film wcześnie oglądał pan czy nie?

Film nieraz oglądałem, tak. Nie zawsze, ale nieraz oglądałem. Miałem tylko tekst wcześniej przygotowany, więc mogłem sobie to uzmysłowić, co się dzieje.

Bogdan Zalewski: Czytałem, że czytanie listy dialogowej do filmu to była taka prowizorka troszkę - telewizory miały za małą rozdzielczość i nie można było umieszczać napisów pod filmami, dlatego wybrano taką właśnie formułę - albo dubbing, albo tzw. szeptanka czyli czytanie listy dialogowej przez spikera. To znowu jest dowód na to, że prowizorki trzymają się najdłużej, bo szeptanka dalej istnieje w polskiej tradycji. 

Tak, dobrze pan mówi, tak jest, naturalnie.

Grzegorz Jasiński: Jest pan jednym z tych lektorów, którym Polska zawdzięcza to, że widzowie są więc uzależnieni od lektora. To jest wyjątkowe. Nie wszędzie się zdarza.

No tak. Za granicą tego właściwie nie ma. No ale co prawda teraz się wszystkie te filmy nagrywa, przygotowuje się. Nie ma nic na żywo - przedtem wszystko było na żywo, wszystkie filmy.

Grzegorz Jasiński: To jeśli mówimy o tym, co zostało nagrane, to powiedzmy o tym, z czego pan jest sławny - zwłaszcza wśród warszawiaków teraz, czyli głos warszawskiego metra. Lubi pan jeździć metrem?

Czy lubię? No, muszę... Nieraz muszę, ale nie jestem specjalnie uzależniony od tego. Teraz moje głosy nikną w powodzi innych głosów lektorskich. Już teraz są 3 różne głosy - wśród nich jest jeszcze mój.

Grzegorz Jasiński: A kogo sam pan z lektorów, tych słynnych polskich, najbardziej lubi słuchać?

Bogdan Zalewski: Krystyna Czubówna?

No tak, ona...

Bogdan Zalewski: Przejęła po panu pałeczkę, jeśli chodzi o filmy przyrodnicze.

Tak, tak. Ona przejęła pałeczkę, ale ja ją w ogóle jeszcze przedtem wciągnąłem w pracę spikerską i lektorską.

Bogdan Zalewski: Czyli można powiedzieć, że to jest pana szkoła?

Ona miała znakomity głos - mogłem ją bardzo łatwo wyłowić. Przedtem pracowała na przejściu - przyjmowała gości. Tam się okazało, że rzeczywiście ona ma taki głos dosyć charakterystyczny i ładny, więc można było ją bardzo szybko przygotować do prowadzenia programu.

Grzegorz Jasiński: A co pan myśli o damskich i męskich głosach? W Polsce filmy przyrodnicze panie czytają, dokumentalne czasem też. Ale ciągle jeszcze rzadko czytają filmy fabularne. Czy to tylko przyzwyczajenie widzów i słuchaczy?

Wydaje mi się, że jest przyzwyczajenie do głosów męskich jednak, że niektóre filmy nie są dobrze przyjęte, jeżeli są prowadzone przez głos żeński. To jest kwestia też rozmaitości tych filmów - filmy gangsterskie, jakieś bardzo ostre - głos damski by nie pasował do nich.

Bogdan Zalewski: Czy ma pan jakieś własne swoje ćwiczenia dykcyjne, które pan wykonuje, wykonywał przed emisją?

Nie.

Bogdan Zalewski: Żadnych, tak? Nie rozgrzewał pan głosu?

Absolutnie nie. Dlaczego? Dlatego że ja masę dla tych niewidomych czytałem - ja czytałem właściwie 3 razy w tygodniu po 2 godziny, także ja na brak jakichś ćwiczeń głosowych nie narzekałem, bo książki czytałem dla niewidomych przeróżne - od klasyki do filmów gangsterskich, które moi niewidomi bardzo lubili. Miałem tutaj tę rozmaitość tekstów szaloną.

Bogdan Zalewski: A co by pan radził współczesnym, dzisiejszym prezenterom?

Żeby właśnie czytali książki na głos - to jest absolutnie znakomite ćwiczenie.

Grzegorz Jasiński: A jakie oprócz sławy i zawodu, który pan wykonywał, pański głos ma znaczenie w pańskim codziennym życiu? Czy jest pan do niego tak przyzwyczajony, że...

Nie zwracam na niego uwagi. Nieraz mówię może niechlujnie, nie zdając sobie z tego sprawy. Moja żona mnie poprawia: "Słuchaj, tak się nie mówi, tak się nie powinno mówić". To nie jest nic takiego, że się mówi zawsze bardzo dobrze, jeżeli się już było lektorem - nie.

Grzegorz Jasiński: A woli pan słuchać swojego głosu naturalnie czy z nagrania?

Wolę słuchać z nagrania, bo wtedy wychodzą jeszcze moje błędy.