Pięćdziesiąt osób zasiadło na ławie oskarżonych w głośnym śledztwie w sprawie krakowskiego biura tłumaczeń "Symultanka". Właścicielka biura, pracownicy, tłumacze przysięgli i studenci odpowiadają przed sądem za fałszowanie dokumentów potrzebnych do rejestracji samochodów sprowadzanych z zagranicy.

Przestępstwo polegało na tym, że dokumenty tłumaczyli pracownicy biura i studenci, a nie tłumacze przysięgli, tak jak wymagają tego przepisy. Później przełożony tekst był nanoszony na druki "in blanco". Tłumacze przysięgli udostępniali także swoje pieczątki i godzili się na podrabianie swoich podpisów.

Proceder wyglądał następująco: osoby do tego nieuprawnione otrzymywały skany dokumentów do domu. Najczęściej materiały były w języku niemieckim. Tłumaczono dowody rejestracyjne i umowy kupna-sprzedaży, a następnie wysyłano je do oddziałów regionalnych "Symultanki". Tam sekretarki kopiowały tekst, a kiedy brakowało druków "in blanco", same podbijały pieczątki i fałszowały podpisy tłumaczy przysięgłych.

Tłumaczyli dokumenty taśmowo

Dzięki temu firma mogła przetłumaczyć w każdym oddziale w ciągu tygodnia nawet dwa tysiące dokumentów, które później trafiały do wydziałów komunikacji. Zyski biura tłumaczeń były olbrzymie. Chodzi o sumę do 350 tysięcy złotych tygodniowo z każdego oddziału, których było dwadzieścia.

Na zarobki nie narzekali również tłumacze, dostarczający druki "in blanco", którzy dostawali od 8 do 10 tysięcy złotych.

Oskarżonym grozi do 15 lat więzienia. Sam akt oskarżenia liczy aż półtora tysiąca stron.