Niezwykłą wolą życia i przywiązaniem do swego pana wykazał się kot Bart na Florydzie. Zwierzę wpadło pod samochód i zostało poważnie poturbowane. Weterynarz uznał, że Bart nie żyje. Właściciel kota zdecydował się go więc pochować. Jakież było jego zdziwienie, gdy po pięciu dniach poranione zwierzę wróciło do domu.

Teraz Bart jest leczony w klinice dla zwierząt w Tampa Bay. Jego życiu nie zagraża już niebezpieczeństwo. Kot był odwodniony, w otwartych ranach doszło do infekcji. Prawdopodobnie z powodu wypadku zapadł w głęboką śpiączkę, z której wybudził się już w grobie - na szczęście płytkim.

Wczoraj weterynarze zdecydowali się przetoczyć krew Bartowi, by wspomóc jego czynności życiowe. Zrekonstruowali już zmiażdżoną szczękę kotka. Niestety, oka nie udało się uratować. Te specjalistyczne, drogie zabiegi były możliwe, bo losem Barta przejęło się stowarzyszenie mieszkańców Tampa Bay. Najpóźniej za kilka tygodni kot będzie mógł wrócić do swego pana. Za półtora miesiąca będzie mógł już stałe pokarmy.

Weterynarze podkreślają, że pomimo straszliwego wypadku, kot jest nadal przyjaźnie nastawiony do ludzi, mruczy z zadowoleniem gdy się go głaszcze.

(pj)