Cztery osoby zginęły w wybuchu wulkanu Mayon na Filipinach. Kilka zostało uwięzionych przy kraterze. Grupa, która przebywała w rejonie, gdzie doszło do erupcji składała się z pięciu obcokrajowców i trzech filipińskich przewodników. Ofiary to trzech obywateli Niemiec i filipiński przewodnik. Osiem osób zostało rannych.

Położony w centrum Filipin i mierzący 2421 metrów Mayon to jeden z najaktywniejszych wulkanów, chociaż przez ostatnie trzy lata był uśpiony. Nagła erupcja, choć niewielka, spowodowała śmierć czterech osób. Wulkan wyrzucił z siebie wielkie kamienie i chmurę popiołu.

Grupa turystów i ich przewodnicy spędzili noc pod namiotami, zanim o świcie zaczęli wspinać się na zbocza Mayon. Nic nie zapowiadało nagłej erupcji. Osiem osób rannych to cudzoziemcy; nie mogą chodzić - powiedział przedstawiciel lokalnych władz.

Szef Filipińskiego Instytutu Wulkanologii i Sejsmologii Renato Solidum dodał, że wybuch Mayon nie jest niczym nadzwyczajnym. Do erupcji jego zdaniem dochodzi średnio raz na 10 lat. Teraz jednak nie ogłoszono żadnego alarmu.

Trzy lata temu z powodu erupcji tysiące ludzi musiało przenieść się do schronisk. Wulkan wyrzucił z siebie popiół na obszar rozciągający się w promieniu 8 kilometrów od krateru.