31-letni Chińczyk przyleciał z plecakiem, by przez trzy tygodnie pojeździć po Europie. Miał w planach zwiedzić Niemcy, Francję i Włochy, ale wbrew swojej woli utknął w niemieckim ośrodku dla uchodźców. Nieświadomy podpisał wniosek o azyl, bo myślał, że jest to policyjny formularz zgłoszenia kradzieży.

To była pierwsza w życiu podróż 31-letniego obywatela Chin do Europy. 4 lipca wylądował na lotnisku w niemieckim Stuttgardzie. Miał trzy tygodnie wakacji, które chciał spędzić podróżując z plecakiem po Niemczech, Francji i Włoszech.

Już na samym początku podróży miał pecha. W Heidelbergu padł ofiarą kieszonkowca. Przepadło tysiąc euro w gotówce.

Chińczyk nie mówił ani po angielsku ani po niemiecku, ale postanowił zgłosić kradzież na policji.

Wtedy wszystko potoczyło się już bardzo szybko. Na posterunku mężczyzna podpisał zamiast formularza zgłoszenia kradzieży wniosek o przyznanie azylu. Odwieziono go do ośrodka dla uchodźców w Dortmundzie. Tam urzędnicy odebrali mu paszport, pobrali odciski palców i wystawili papiery potwierdzające, że jest azylantem. 31-latek dostał miejsce do spania w ośrodku w Dülmen.

Tam zwrócił na niego uwagę pracownik Czerwonego Krzyża - ten nowy jest taki cierpliwy, dobrze ubrany, uprzejmy i do tego jedyny Azjata w ośrodku.

Postanowił więc wypytać nowego mieszkańca ośrodka dla uchodźców o jego losy. W tym celu ściągnął na telefon komórkowy specjalną aplikację do tłumaczenia. Wybrał mandaryński, a Chińczyk napisał: "Nie podoba mi się tu otoczenie. Chciałbym pospacerować i w końcu wyjechać za granicę".

Wtedy było już jasne - to nie było odpowiednie miejsce dla gościa z Chin. Ściągnięto kelnera z pobliskiej chińskiej restauracji, żeby pomógł w tłumaczeniu rozmowy.

Urzędnicza machina znowu poszła w ruch i tak 16 dni od wylądowania w Niemczech, 31-letni Chińczyk otrzymał dokument zastępczy. Uprzejmie podziękował za pomoc i odjechał, by wykorzystać pozostałe dni urlopu już poza Niemcami. 

(j.)