Wiwat dla służby zdrowia! Co czwartek o godzinie 20 - tak Brytyjczycy dziękują lekarzom i pielęgniarkom za walkę z koronawirusem. Wychodzą na ulice i zachowując bezpieczną odległość, klaszczą w dłonie, czy stukają garnkami o parapet.

To dowód jednoczącej siły serwisów społecznościowych i i autentycznego podziwu Brytyjczyków dla lekarzy. Choć bardziej niż klaskania na ulicy potrzebują oni sprzętu ochronnego i respiratorów, takie uznanie dodaje im otuchy.

Coraz częściej w mediach pojawiają się doniesienia o "ludzkim tsunami", które zalewa londyńskie szpitale. Stolica Wielkiej Brytanii stała się epicentrum epidemii. Polowa przypadków zakażeń koronawirusem odnotowywana jest w Londynie. Najnowsze dane mówią o ponad 11 tysiącach osób. Na komplikacje zdrowotne związane z koronawirusem zmarło prawie 600 osób.

Wsparcie dla służby zdrowia nadchodzi z wielu stron. Niebawem wspomagać lekarzy będą strażacy dostarczając szpitalom zaopatrzenie, a jeśli  okaże się to konieczne, zajmą się również przewożeniem zmarłych.

Lekarzy i medyków wesprze armia ponad 500 tys. ochotników, którzy zajmować się będą najbardziej zagrożonymi Brytyjczykami w ich domach. Do pracy będą wozić lekarzy - taksówki.

Mimo ewidentnego zagrożenia, atmosfera na londyńskich ulicach przypomina czas igrzysk olimpijskich z 2012 roku. Na twarzach ludzi, którzy nie zakładają masek, często pojawia się uśmiech. Ale to, w zależności od rozwoju sytuacji, może ulec zmianie.


Rząd zapowiada surowe kary dla osób, które wykorzystają epidemię do tego, żeby na niej zarabiać. Np. w nieuzasadniony sposób podnosząc ceny. Z konsekwencjami powinni też liczyć się ci, którzy bez uzasadnienia będą przebywać poza domem.