Aleksander Doba nie wyklucza kolejnej wyprawy. „Z Ameryki do Europy albo Afryki Północnej. To nie jest plan, który realizuję. Nie wiem, czy do tego dojdzie, ale chciałbym” – mówi dziennikarce RMF FM polski podróżnik, który jako pierwszy człowiek w historii samotnie przepłynął kajakiem Ocean Atlantycki. 68-letni Doba zwyciężył międzynarodowy plebiscyt publiczności na podróżnika roku 2015 „National Geographic People’s Choice Adventurer of the Year”. W głosowaniu na stronie amerykańskiej edycji magazynu National Geographic oddano rekordową liczbę ponad pół miliona głosów.

Aneta Łuczkowska: Kiedy przyszedł panu do głowy pomysł, żeby przepłynąć kajakiem Atlantyk?

Aleksander Doba, podróżnik roku 2015 "National Geographic": Przyznam się z ręką na sercu, że to nie mój pomysł. 10 lat temu zgłosił się do mnie, nieznany mi wtedy człowiek, Paweł Napierała i tak pomału mnie wciągnął. Siedziało to tak we mnie. Jak to nie można przepłynąć Atlantyku? Można, tylko się trzeba dobrze przygotować.

Mapy pan studiował?

Oczywiście, już za młodych lat lubiłem wędrować placem po mapie. To każdy może, na sucho, bezpiecznie. Potem przygotowywałem się, słuchając rad żeglarzy. Razem wertowaliśmy różne wydawnictwa i trasy. Dobraliśmy trasę tak, żeby to było bezpieczne przepłynięcie Atlantyku. Okazało się, że dwa razy można to było zrobić bezpiecznie poza sezonem huraganów. Stąd niektórzy się dziwili: dlaczego ty się na zimę wybierasz? No właśnie wtedy jest najbezpieczniej. Wpasowałem się idealnie. Jak wielkie żaglowce uciekały z Karaibów, bo zbliżał się sezon huraganów, to ja zdążyłem dopłynąć do brzegu.

Żona nie próbowała pana przekonać, żeby pan dał sobie spokój?

Robiła to. Wszystko robiła, co tylko kobieta może zrobić, żeby mi to tylko wybić z głowy. To były bardzo paskudne czasy. I dla mnie i dla niej.

Jak to jest siedzieć w tym kajaku samemu, nie ma się z kim pogadać?

No, ciężko, ja jestem ciekawy życia, także eksperymentowania ze samym sobą. Ja się długo nastawiałem, że mam być sam i sam się zastanawiałem, jak to będzie. I sobie dawałem jako tako radę. Nie było to jakieś wielkie cierpienie.

Jak wygląda taki dzień na pokładzie kajaku na środku oceanu? Co pan jadł?

Rozkład doby miałem bardzo nieregularny. Wszystko robiłem według samopoczucia. Jadłem, kiedy byłem głodny. I czas pracy przy wiosłach, to też w zależności od samopoczucia. Wiosłowałem od 8 do 12 godzin na dobę. A jeśli chodzi o jedzenie - ja wybierałem się na podróż kilkumiesięczną. Wiedziałem, ile mniej więcej dziennie potrzebuję kalorii i zamówiłem tego tyle, że mi nie zabrakło. Jak kończyłem po pół roku na Florydzie, to miałem jeszcze zapasów na miesiąc.

Aleksander Doba jest nominowany w kategorii Człowiek Roku 2014 w 5. edycji Plebiscytu MocArty RMF Classic. Do 15 lutego słuchacze RMF Classic mogą oddać głos na swoich faworytów w 4 kategoriach. Zwycięzców poznamy podczas gali, która odbędzie się 9 marca w Warszawie. Głosowanie trwa na stronie www.rmfclassic.pl

Co pan zabrał do jedzenia?

Na pierwszy miesiąc to ja miałem takie klasyczne jedzenie, jak puszki, słoiki, konserwy. Klopsiki, fasolkę po bretońsku. Ale to na miesiąc. A potem miałem żywność liofilizowaną. Ta żywność się spisywała świetnie. Miałem kilkanaście dań drugich, cztery rodzaje zup, trzy rodzaje śniadań. Ja się nie zmuszałem do jedzenia, to było naprawdę smaczne i kaloryczne.

Kogoś pan spotykał na swojej drodze, czy było pusto na oceanie?

W pobliżu Europy widziałem kilkanaście, może kilkadziesiąt statków, potem oczywiście było mniej. Potem co dwa, trzy tygodnie jakiś się pojawiał. Niektóre statki wyraźnie zmieniały kurs, jak mnie widziały. To były takie miłe spotkania, wiedziałem, że gdybym wezwał pomocy, to by mi pomogli.

Jak to wyglądało ze spaniem na kajaku?

Miałem na dziobie małą kabinę, mogłem się zamknąć szczelnie, ale spałem przy uchylonym luku. Ale to moje spanie nie było wygodne, takie przerywane, godzinę, dwie, najdłużej jak zmęczony byłem - to trzy godziny, i tak przez sześć godzin. Stale miałem poczucie niedosytu snu. 

Co pan robił na oceanie, żeby się nie nudzić?

Ja nie znam poczucia nudy. Ja tam na ocenie miałem tyle różnych zajęć, że to się wydaje nie do wyobrażenia. Ja się ani razu nie nudziłem. Ocean to jest coś żywego. W wodzie różne żyjątka żyją. Odzywałem się do ptaków, do ryb, nawet śpiewałem.

Pisał pan dziennik? Robił pan zdjęcia?

Pisałem "dobownik". Moja wyprawa trwała 167 dób. Pisałem jaka jest pogoda i takie tam. Z myślą, że może kiedyś napiszę książkę.

Zrobiłby pan to jeszcze raz?

Nie. Nie będę powtarzał na tej samej trasie. Na inną trasę, ciekawszą i dłuższą.

To dokąd chce pan teraz płynąć?

Z Ameryki do Europy albo Afryki Północnej. Ale to nie jest plan, który realizuję. Nie wiem, czy do tego dojdzie, ale chciałbym.

Aleksander Doba w dniach od 5 października 2013 do 17 kwietnia 2014 rok przepłynął Atlantyk od portu w Lizbonie poprzez krótki postój na Bermudach, do portu Canaveral na Florydzie w Stanach Zjednoczonych. Trasa miała długość 4500 mil morskich.