89 razy w tym roku szkolnym doszło do przypadków naruszeń godności osobistej ucznia - mówi szefowa MEN Joanna Kluzik-Rostkowska. O informację w tej sprawie poprosiła kuratorów po skandalu w Szczodrem. Nauczycielka dyscyplinowała tam uczniów m.in zaklejając im usta. Kluzik-Rostkowska przyznała, że ma na razie szczątkowe informacje w tej sprawie. Wiadomo, że nauczycielka miała jedynie studia licencjackie zrobione w oddziale KUL w Stalowej Woli.

Są to studia, które nie dawały nawet jednej godziny zajęć metodycznych. W związku z tym będziemy sprawdzać, jak wyglądało kształcenie tej pani nauczycielki. Jestem bardzo ciekawa, czy ktokolwiek wcześniej w tej szkole miał informacje, co się dzieje w tej klasie. Pytanie, czy nikt nie wiedział. Bo może wiedział, tylko nie reagował - mówi minister edukacji. Szefowa MEN wkrótce ma dostać kolejne, nowe informacje w tej sprawie.

Wczoraj prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie znęcania się nad dziećmi w szkole w Szczodrem na Dolnym Śląsku. Pracująca od sześciu lat w szkole nauczycielka zaklejała 6-latkom usta, wyzywała dzieci. Po przesłuchaniach rodziców wychodzi na jaw, że kobieta nie pozwalała też maluchom korzystać z toalety. 

Policjanci przesłuchali już kilkunastu rodziców i część nauczycieli szkoły podstawowej w miejscowości Szczodre. Ze wstępnych ustaleń wynika, że dzieci nie tylko były zastraszana i miały zaklejane buzie. W zimie musiały też siedzieć w klasie przy otwartych oknach. Często nie mogły wyjść z klasy do toalety i moczyły się na lekcjach.

Teraz przez co najmniej pół roku z uczniami szkoły będzie pracować grupa psychologów. W szkole już są organizowane spotkania dla rodziców. Można zapisywać się na indywidualne rozmowy.

Specjaliści nie zdradzają, jak będą wyglądały spotkania, dzięki którym dzieci mają zapomnieć o traumatycznych przeżyciach.

Rodzice dręczonych uczniów liczą na szybkie efekty. Boją się, że dzieci straciły rok nauki i są źle przygotowane do pójścia do pierwszej klasy. 

"Zalepiam buzię na cały dzień"

Sprawa wyszła na jaw w poniedziałek, dzięki matce, która ukryła w plecaku syna dyktafon. Mój syn codziennie budził się o trzeciej lub czwartej w nocy z płaczem i błaganiem, żeby nie szedł do szkoły. Postanowiłam działać, dlatego podłożyłam dyktafon - opowiadała nam matka 6-letniego Franka.

Na nagraniu, do którego dotarł nasz reporter Bartłomiej Paulus, słychać, jak nauczycielka mówi do dzieci: Jeśli ktoś się odezwie niepytany, zalepiam buzię na cały dzień. Po chwili kobieta pyta dzieci, jakie słowo zaczyna się na literkę "I". W pewnym momencie podnosi głos i krzyczy: Moja ciocia?! Proszę bardzo, zalepiam buzię. Zobaczymy, jak długo wytrzymasz.  W tle słychać odgłos rwanej taśmy klejącej i słowa: Kara to kara. Zamykaj buzię. Porządek musi być! Ktoś jeszcze chce się jeszcze odezwać?!

"Taśmy jest jeszcze całkiem sporo"

Następnie nauczycielka - jak gdyby nigdy nic - kontynuuje lekcję. Po upływie 46 sekund wywołuje kolejne dziecko do zaklejenia ust. I znowu słychać odgłos rwanej taśmy klejącej. Padają słowa: Mam dużo taśmy. Bez obaw. Może się zlituję i wam na śniadanie odlepię. Taśmy jest jeszcze całkiem sporo.

Dlaczego dziewczynka na obrazku nie jest pokolorowana? - pyta dzieci nauczycielka. Gdy dzieci próbują coś powiedzieć, nauczycielka krzyczy: Nie każę się odzywać! Przestać stukać! W pewnym momencie mówi: Na czas śniadania zdejmuję wam taśmy. Mam nadzieję, że nie będziecie już gadali w czasie, kiedy nie można gadać, czyli podczas śniadania. Bo niestety będę musiała zalepić wam buzie jeszcze raz - zapowiada. 

(mpw)