102-letnia Ingeborg Syllm-Rapoport odebrała dyplom doktora nauk medycznych. Został jej nadany przez akademię medyczną w Hamburgu po obronie dysertacji, wstrzymanej 77 lat temu przez władze III Rzeszy. Powodem było żydowskie pochodzenie lekarki.

Dla mnie osobiście ten tytuł nie ma większego znaczenia - powiedziała Syllm-Rapoport stacji telewizyjnej ARD. Jak podkreśliła, chciała jednak wziąć udział w "procesie rozliczeń z historią i uhonorować innych żydowskich naukowców, którzy stali się ofiarami nazizmu". 

25-letnia lekarz pediatra złożyła w 1938 roku pracę doktorską, jednak władze nie dopuściły jej do egzaminu ustnego. Matka lekarki była Żydówką, co dyskwalifikowało ją w oczach sprawujących wówczas władzę w Niemczech narodowych socjalistów.

Na krótko przed antyżydowskim pogromem 9 listopada 1938 roku Syllm wyemigrowała do Stanów Zjednoczonych. Tam poznała swego przyszłego męża - lekarza i biochemika Samuela Rapoporta. Ze względu na kłopoty spowodowane działalnością w partii komunistycznej, oboje wyjechali w latach 50. do NRD. Syllm-Rapoport specjalizowała się w leczeniu noworodków we wschodnioberlińskiej klinice Charite. W 1968 roku uzyskała tytuł profesora zwyczajnego, kierowała tamtejszą katedrą pediatrii. 

Inicjatywa nadania lekarce stopnia doktorskiego wyszła od dziekana fakultetu medycznego hamburskiej uczelni, profesora Uwe Koch-Gromusa. Syllm-Rapoport zdała celująco egzamin ustny, co pozwoliło na nadanie jej tytułu naukowego.   

Lekarka powiedziała telewizji ARD, że przygotowywanie się do egzaminu sprawiło jej wielką radość. Przy tej okazji dużo się nauczyłam - podkreśliła. Teraz muszę odpocząć po trudach nauki i uczcić zdobycie tytułu - dodała 102-latka, zapewne najstarsza doktorantka na świecie.

(j.)