Porażka w wyborach to dla polityka traumatyczne przeżycie, okazuje się jednak, że to wygrana może być szkodliwa dla jego zdrowia. Naukowcy z Harvard Medical School publikują w bożonarodzeniowym wydaniu czasopisma naukowego "The British Medical Journal" wyniki badań wskazujących, że wygrane wybory i związana z rządzeniem odpowiedzialność dosłownie skracają życie.

Porażka w wyborach to dla polityka traumatyczne przeżycie, okazuje się jednak, że to wygrana może być szkodliwa dla jego zdrowia. Naukowcy z Harvard Medical School publikują w bożonarodzeniowym wydaniu czasopisma naukowego "The British Medical Journal" wyniki badań wskazujących, że wygrane wybory i związana z rządzeniem odpowiedzialność dosłownie skracają życie.
Margaret Thatcher była ostatnią z premierów Wielkiej Brytanii, którą wzięto w tym badaniu pod uwagę / Arnie Sachs DPA /PAP

Efekt okazuje się dość silny. Badano losy 279 osób z 17 krajów, które w czasach od 1722 do 2015 roku w wyniku wyborów zostały prezydentami lub premierami, porównano ich długość życia z długością życia 261 polityków, którzy w tym czasie wybory przegrali i nigdy nie sprawowali urzędu. Pod uwagę brano przy tym 380 z tych osób, które we wrześniu bieżącego roku już nie żyły. Okazało się, że przeciętnie premierzy, prezydenci czy kanclerze żyli o ponad 32 miesiące krócej niż mieliby szanse żyć, gdyby wybory przegrali.

Badacze uwzględniali przy tym lata przeżyte po ostatnich wyborach, w których kandydaci brali udział. Wśród krajów włączonych do analizy była Polska i 7 premierów wybranych demokratycznie w latach 1922-2011 oraz 14 osób, które wybory przegrały i władzy nie sprawowały. Najliczniej reprezentowane były Stany Zjednoczone (38 prezydentów i 34 przegranych), Wielka Brytania (34 premierów i 19 przegranych) i Austria (21 kanclerzy i 32 przegranych).

Analiza pokazała, że wybrani w głosowaniu przywódcy żyli przeciętnie po wyborach 4,4 lat krócej niż ich przegrani rywale. Ponieważ jednak w chwili ostatnich wyborów byli przeciętnie o 3,8 lat od rywali starsi, to po uwzględnieniu średniej długości życia w danym kraju i danym czasie okazywało się, że średnio "na czysto" tracili 2,7 roku, czyli nieco ponad 32 miesiące. Takie wnioski mają oczywiście charakter przybliżony, widać jednak wyraźnie, że władza zdrowiu nie służy. Jeśli mamy czasem wrażenie, że energiczny kandydat z czasu kampanii wyborczej zmienia się w posiwiałego męża stanu zaskakująco szybko, najwyraźniej jest w tym ziarno prawdy.

(mpw)