Zaskakujące odkrycie w Jeziorze Mercera na Antarktydzie. Kilometr pod lodem znaleziono tam szczątki drobnych zwierząt, w tym niezwykle odpornych niesporczaków. Pisze o tym w ekskluzywnym materiale na swej stronie internetowej czasopismo "Nature". Badania prowadzono około 600 kilometrów od Bieguna Południowego w ramach ekspedycji SALSA (Subglacial Antarctic Lakes Scientific Access). Jezioro Mercera pozostawało odcięte od świata od tysięcy lat, naukowcy dowiercili się tam 26 grudnia 2018 roku. Odkrycie zwierząt, nawet drobniejszych od ziarenka maku, jest całkowitą niespodzianką, podkreśla członek zespołu, David Harwood, mikropaleontolog z University of Nebraska-Lincoln.

Do tej pory informacje dotyczące Jeziora Mercera zdobywano z pomocą radaru. By dotrzeć do niego bezpośrednio z aparaturą pomiarową, naukowcy z SALSA wykorzystywali do wytapiania lodu gorącą wodę. Utworzyli w ten sposób szyb o długości kilometra i średnicy 60 centymetrów. 30 grudnia pobrano z jeziora próbkę szarobrazowego mułu, to co w nim znaleziono, wywołało zdumienie. Harwood przyznaje, że spodziewał się tam skorupek okrzemek, fotosyntetyzujących glonów, które żyły i wyginęły miliony lat temu, kiedy jeszcze było tam ciepło. Poza nimi znalazł jednak miniaturowe pancerzyki skorupiaków z widocznymi odnóżami. Niektóre z nich sprawiały wrażenie, jakby były całkiem świeże.

Myśl o tym, że w tym ciemnym, zamknietym rezerwuarze mogły żyć jakieś zwierzęta, wydawała się niedorzeczna. A jednak badania wody z jeziora pokazały, że jest bogata w tlen i zawiera... gigantyczne ilości bakterii, nawet 10000 na mililitr. W takich warunkach zwierzęta żywiące się bakteriami mogłyby teoretycznie przetrwać. Co jeszcze bardziej zadziwiające, niektóre ze znalezionych tam zwierząt to organizmy lądowe, podobnie, jak glony i grzyby, których pozostałości też tam są. Musiały się jakoś tam zaplątać.

Zdaniem badaczy, których cytuje "Nature" organizmy te mogły kiedyś zasiedlać jeziora i potoki Gór Transantarktycznych w czasie kiedy około 10000 lat temu lub około 120000 lat temu podczas przejściowych okresów ocieplenia doszło tam do cofniecia się lodu. Jak dokładnie potem mogły trafić do Jeziora Mercera wciąż nie wiadomo, ale próby datowania ich szczątków i ewentualnie nawet sekwencjonowania ich DNA mogą pomóc odpowiedzić przynajmniej na niektóre pytania. 

"To prawdziwa niespodzianka" - mówi "Nature" Sławomir Tułaczyk, polski glacjolog, pracujący do lat w University of California w Santa Cruz, który w pracach SALSA nie uczestniczył, ale był jednym z liderów poprzedniej ekspedycji, która dowierciła się do innego jeziora. W 2013 roku z udziałem Tułaczyka badano Jezioro Whillans, 50 kilometrów od Jeziora Mercera, ale znaleziono tam tylko bakterie, żadnych wyższych organizmów. Jego zdaniem szczątki zwierząt i roślin mogły zostać naniesione do Jeziora Mercera przez sam lód, albo przez rzeki płynące z gór pod lodem. Inna teoria wskazuje na to, że te organizmy mogły przedostać się do jeziora wraz z morską wodą 5000 do 10000 lat temu, w okresach kiedy lód stawał się nieco cieńszy. Gdy jego grubość ponownie rosła zostały zamknięte. 

Naukowcy zdają sobie sprawę, że podobne, choć nie tak ekstremalne zjawiska już na Antarktydzie obserwowano. Proces powolnego podnoszenia się kontynentu sprawiał, że oceaniczne zatoki zmieniały się w izolowane jeziora. Odkryto potem, że żyjące w niektórych z nich organizmy były w stanie przetrwać pod warstwą kilku metrów lodu nawet tysiące lat. Sytuacja w Jeziorze Mercera jest bardziej skomplikowana, a większość biologów nie wierzy w to, że bakterie mogły się tam mnożyć na tyle szybko, by zapewnić pożywienie nawet niewielkiej populacji zwierząt.


Gdy 3 stycznia dziennikarz "Nature" rozmawiał przez telefon satelitarny z liderem projektu SALSA Johnem Priscu z Montana State University, ten wyrażał jeszcze dużą ostrożność. Ekipa nie wykluczała wciąż, że szczątki znalezionych tam organizmów mogły dostać się do jeziora na samej aparaturze. By to wykluczyć, jeszcze raz wyczyszczono ją i pobrano kolejne próbki. David Harwood i w nich znalazł to, co poprzednio. Ponieważ był one jedynym badaczem, który w ekipie SALSA znał się na tego typu zwierzętach, na kolejne potwierdzenie odkrycia trzeba było czekać do 8 stycznia. Wtedy próbki trafiły pod mikroskop Byrona Adamsa w należącej do amerykańskiej National Science Foundation bazie McMurdo Station, około 900 kilometrów na północny-zachód od Jeziora Mercera. Gdy i on zobaczył to samo, do badaczy zaczęło docierać, że mogli dokonać faktycznie ważnego odkrycia. 

Zdaniem Adamsa, badacza z Brigham Young University w Provo w stanie Utah, znalezione organizmy są martwe, ale nie od tak dawna jak można się było spodziewać. Nie wyklucza, że ich szczątki sprzed tysięcy, czy dziesiątków tysięcy lat zostały przeniesione z Gór Transantarktycznych przez wodę. Fakt, że są dość dobrze zachowane daje interesujące możliwości badawcze. Jeśli uda się określić ich wiek i warunki, jakich wymagały do życia, można liczyć na nową wiedzę na temat warunków panujących na Antarktydzie w czasie gdy klimat się tam na przemian ocieplał i ochładzał. 

Praca nad Jeziorem Mercera zakończyła się 5 stycznia, ekipa projektu SALSA zamknęła szyb, zabrała próbki i wyruszyła do domu. W ciągu najbliższych miesięcy zamierza przeprowadzić badania, które pomogą wyjaśnić, co właściwie tam znaleziono. Wiek próbek będą próbować ustalić z pomocą datowania radiowęglowego. To, czy pochodziły ze środowiska morskiego, czy słodkowodnego - z pomocą badań DNA. Chemiczna analiza węgla z próbek powinna pokazać, czy organizmy te żyły w środowisku oświetlonym przez światło słoneczne, czy musiały przetrwać w całkowitej ciemności. Sam Adams przyznaje, że wciąż nie stracił nadziei na to, że w którejś z próbek znajdzie się jeszcze coś żywego, coś co potrafiło pod tym lodem przetrwać do dziś.