Nie podoba ci się scenariusz filmu, który oglądasz? Nic na to nie poradzisz, możesz co najwyżej wyłączyć telewizor, albo wyjść z kina. Pojawiają się jednak szanse na to, że już wkrótce uda się w praktyce zrealizować plany stworzenia interaktywnych filmów, które dają widzom możliwość wpływania na przebieg akcji.

Naukowcy z Wydziału Filmu i Telewizji Uniwersytetu w Tel Aviwie stworzyli nowy format, umożliwiajacy widzom ingerencję w treść obrazu. Nakręcony przez nich film "Turbulencja", nagrodzony ostatnio na Berkeley Video and Film Festival, został tak sfilmowany i zmontowany, że widzowie mogą w niektórych momentach sami zdecydować, czy chcą wpłynąć na bieg wypadków.

Niektóre elementy obrazu są delikatnie podświetlone i przy pomocy ekranu dotykowego można je wskazać. W ten sposób, zaznaczając na przykład telefon, można skłonić bohatera do odebrania telefonu, albo wysłania sms-a. Takie drobne zmiany, jak w życiu, prowadzą do odmiennych wersji scenariusza i odmiennych zakończeń.

"Turbulencja" w wersji reżyserskiej trwa 83 minuty, ale widzowie mogą ją swoimi decyzjami skrócić do godziny lub wydłużyć do dwóch godzin. To film o trojgu izraelskich przyjaciół. Edi, Sol i Rona spotykają się przypadkowo w Nowym Jorku, 20 lat po tym, jak aresztowano ich podczas protestów wobec wojny w Libanie. Wtedy ich drogi się rozeszły, teraz ich losy zależą w części od... widzów.

Przy oglądaniu takiego obrazu na własnym tablecie, czy iPadzie nie powinno być problemów z decyzją, ale w większym gronie kinomaniaków taka wolność wyboru może doprowadzić do prawdziwej awantury, głosowania, albo i walki o... dostęp do ekranu.