Znane są już przyczyny zatrucia personelu i połowy pacjentów szpitala w Parczewie na Lubelszczyźnie pod koniec maja. Według ostatecznych ustaleń Sanepidu były to pałeczki salmonelli. Bakterie znaleziono w pokarmach, które serwowała szpitalna kuchnia.

Na cenzurowanym znalazły się kurczak w sosie, twarożek i sałata ze śmietaną. Sanepid uważa, że jedna z osób zatrudnionych w kuchni była zarażona bakterią. Co więcej, do zatrucia przyczyniło się również nieprzestrzeganie odpowiednich zasad higieny w przygotowywaniu posiłków. W efekcie zatrutych zostało ponad sto osób, w tym zdecydowana większość to pacjenci. Do szpitala przyszli się leczyć, a tymczasem stan ich zdrowia się pogorszył. Zastanawiające jest to, jak doszło do tego, że w kuchni pracowała osoba zarażona bakteriami, skoro wszyscy pracownicy mieli aktualne książeczki zdrowia. Jednak według Sanepidu ważna książeczka wcale nie oznacza aktualnych badań, które robi się obowiązkowo tylko raz. Później stan zdrowia pracownika lekarz może ustalić na przykład na podstawie wywiadu. Sytuację komplikuje jednak fakt, że salmonella nie zawsze daje objawy. Pozostaje pytanie, kto poniesie koszty leczenia. Sanepid, który znalazł źrodło zatrucia, zastanawia się jak postąpić. Nad batalią o zwrot kosztów leczenia zastanawiają się także prawnicy Lubelskiej Kasy Chorych. Posłuchaj relacji reportera radia RMF FM Cezarego Potapczuka:

foto Archiwum RMF FM

00:15