Kilka tysięcy lubelskich dzieci nie może być szczepione przeciw gruźlicy, żółtaczce, tężcowi i błonicy w szkolnych gabinetach. Czekają, bo lekarze rodzinni toczą spory z Narodowym Funduszem Zdrowia.

Żeby szkolna pielęgniarka mogła podać dziecku szczepionkę, wcześniej musi być ono zbadane przez lekarza. Sęk w tym, że miejscem pracy lekarza jest jego gabinet... w przychodni, a nie w szkole. Lubelscy lekarze mają zakontraktowane z NFZ tylko jedno miejsce pracy – własny gabinet. Nikt im nie płaci za badanie dzieci w szkołach.

Lekarze rodzinni nie widzą problemu, bo jak mówią, przyjmują pacjentów w przychodniach i tam też można zaszczepić dziecko. Jednak najpierw ktoś musi je tam zaprowadzić, a z tym jest problem. Posłuchaj relacji Cezarego Potapczuka:

Do końca roku szkolnego dzieci powinny dostać trzecią dawkę szczepionki przeciw żółtaczce typu B. Dodatkowo potrzebne są profilaktyczne dawki przeciwko tężcowi i gruźlicy. Groźne choroby nie będą czekać. Służby sanitarne przestrzegają, że ta sytuacja może się źle skończyć, a poszkodowane będą dzieci.