Jeśli znajdziesz dobrą żonę, będziesz szczęśliwy, jeśli złą - zostaniesz filozofem - mawiał Sokrates. A jakiej trzeba żony, by zostać milionerem? Upartej. Tak przynajmniej twierdzi pewien mieszkaniec nowozelandzkiego Auckland, którego małżonka przez cały tydzień namawiała do zagrania w totolotka. Posłuchał w ostatniej chwili i trafił główną wygraną - 7,5 miliona nowozelandzkich dolarów, czyli ok. 3,5 miliona euro.

Szczęśliwiec przyznaje, że miał już dość "utyskiwań" żony, w sobotę podjechał do kolektury na dwie minuty przed jej zamknięciem i kupił los. Wiadomość, że z dnia na dzień stał się milionerem, też zawdzięcza żonie. Podczas zakupów w niedzielę rano owa pani wyraziła ochotę zjedzenia kiełbasek, ale okazało się, że mąż nie miał przy sobie drobnych. Zajrzał więc do kolektury w nadziei, że wygrał może jakąś skromną sumę, którą wypłacą mu od ręki.

Gdy wkrótce potem pokazał żonie los z wielką wygraną, pani omdlała. Kiedy doszła do siebie, zdołała tylko wykrztusić: Ale ja przecież chciałam tylko kiełbaskę.

(PAP Life)