Szanse, że ktoś przeżył pod gruzami od sobotniego trzęsienia ziemi w Salwadorze, są już minimalne. Ratownicy pracują jednak nieustannie. Było to najtragiczniejsze w skutkach trzęsienie ziemi w Salwadorze od 1986 roku, kiedy to zginęło 1500 osób.

Według zebranych do wtorku danych, sobotnie trzęsienie ziemi w Salwadorze spowodowało śmierć co najmniej 666 osób; liczba zaginionych, którzy prawdopodobnie także nie żyją, wynosi około 500. Trzęsienie miało siłę 7,6 stopnia w skali Richtera. Ekipy ratownicze zrezygnowały już praktycznie z poszukiwania zwłok w osuwiskach, skupiając swe siły na grzebaniu odnalezionych ciał, by zapobiec wybuchowi epidemii. Ofiary, których nie udało się zidentyfikować, chowa się w zbiorowych grobach. Żywioł zniszczył około 38 tysięcy domów, ponad 2500 ludzi odniosło rany. Wiele ofiar zostało zagrzebanych w osuwiskach. Tragiczny bilans rośnie z każdą chwilą. Ratownicy nie dotarli jeszcze do wszystkich rejonów dotkniętych kataklizmem. Innym nie mniej palącym problemem jest zakwaterowanie tych, którzy stracili dach nad głową i zapewnienie im żywności, wody do picia i lekarstw. Takich osób jest co najmniej 100 tysięcy.

Według ocen salwadorskiego rządu, trzęsienie spowodowało szkody materialne o równowartości miliarda dolarów. Jest to jedna szósta produktu krajowego brutto, jaki corocznie wytwarza liczący 6,2 mln mieszkańców Salwador. Epicentrum znajdowało się pod dnem Pacyfiku, około 100 kilometrów na południowy wschód od stolicy kraju, San Salvador. Efekty wstrząsu dały się odczuć nawet w stolicy Meksyku, a w sąsiadującej z Salwadorem Gwatemali zginęło sześć osób. Prezydent Salwadoru Francisco Flores wyraził się z uznaniem o reakcji społeczności międzynarodowej na katastrofę. Według niego, pomoc z zewnątrz przyszła w porę i umożliwiła samym Salwadorczykom odpowiednie działanie.

02:00