Sonda Philae wylądowała na powierzchni jądra komety dopiero za trzecim razem - potwierdza Europejska Agencja Kosmiczna. Analiza danych, które dotarły na Ziemię wskazuje, że pierwsze zetknięcie z gruntem nastąpiło wczoraj o godzinie 16:34 czasu polskiego, po czym lądownik wykonał duży skok i kolejny raz zetknął się z powierzchnią o 18:25. Drugi skok był znacznie krótszy, Phile zatrzymał się o 18:32.

Jak poinformowano podczas konferencji prasowej ESA, pierwszy skok trwał niemal dwie godziny, lądownik opadał z prędkością około metra na sekundę, odbił się z prędkością 38 cm na sekundę, na wysokość około kilometra. W tym czasie wpadł też w ruch wirowy. Drugi skok nastąpił z prędkością początkową około 3 cm na sekundę i trwał zaledwie kilka minut.

Wciąż nie wiadomo dokładnie, gdzie lądownik jest, wiadomo, że opiera się na dwóch nogach, trzecia sterczy w niebo, są szanse, że uruchomienie niektórych elementów aparatury pozwoli to skorygować. Ustawienie może skomplikować lub uniemożliwić wykonanie niektórych eksperymentów, w tym z udziałem polskiego MUPUS-a. Na razie jednak nic nie jest jeszcze przesądzone.

Philae jest na powierzchni i sprawuje się znakomicie, pracuje bardzo dobrze, możemy powiedzieć, że lądownik to szczęściarz - mówi Paolo Ferri z ESA. Podczas seansu łączności lądownika z orbiterem Rosetta, między 7:01 a 10:58 łączność radiowa była stabilna i udało się zgodnie z planem przesłać wszystkie dane - dodaje szef lotu Rosetty, Andrea Accomazzo.

Lądownik nie jest przytwierdzony do powierzchni, ale jego instrumenty pracują normalnie, przesyłają dane i zdjęcia. Po pierwszym potwierdzeniu dotknięcia gruntu, które przyszło na Ziemię o 17:02 doszło wczoraj do przerw w łączności. Ustabilizowała się ona po ostatecznym lądowaniu o 18:32 i udało się ją utrzymać do 18:59, kiedy Rosetta straciła lądownik z pola widzenia. Utrata łączności nastąpiła około godziny wcześniej, niż się spodziewano, prawdopodobnie ze względu na ukształtowanie terenu - inne, niż w miejscu planowanego lądowania.

ESA po analizie danych potwierdza, że:

- stabilizujące harpuny faktycznie nie odpaliły,
- własna bateria lądownika pracuje poprawnie,
- pamięć wewnętrzna funkcjonuje bez zarzutu,
- instrumenty na pokładzie zarejestrowały wirowanie lądownika po pierwszym zetknięciu z gruntem,
- lądownik otrzymuje pewne zasilanie z baterii słonecznych na ścianie numer 2, wygląda na to, że pozostałe panele słoneczne były w cieniu.

Kierownictwo misji zapowiada teraz pracę nad optymalizacją możliwej aktywności aparatury lądownika. Chodzi o to, by do maksimum wykorzystać dostępny zapas energii baterii wewnętrznej i wykonać te eksperymenty, które przyniosą najcenniejsze informacje. Są szanse, że ruch niektórych elementów aparatury pozwoli skorygować nieco pozycję lądownika i poprawić poziom zasilania z pomocą paneli słonecznych. Wiadomo bowiem, że część z nich pozostaje w cieniu. Dziś wieczorem rozpoczną się miedzy innymi eksperymenty z udziałem polskiego penetratora MUPUS, na jutro zapowiedziano próby pobrania i badania próbek gruntu.

Jeśli lądownik się rozładuje, jego misja wcale nie będzie musiała się zakończyć. Philae przejdzie w stan uśpienia, by - jeśli warunki oświetlenia paneli słonecznych w miarę zbliżania się komety do Słońca się poprawią - obudzić się ponownie. W tej chwili nie sposób przewidzieć, czy tak się stanie.

(abs)