Im większe równouprawnienie w pracach domowych, tym większe... ryzyko rozwodu. Takie zaskakujące doniesienia przynosi raport naukowców instytutu NOVA (Norwegian Social Research). Wyniki ich badań sugerują, że trwalsze są te związki, w których panuje bardziej tradycyjny, czyli niekorzystny dla kobiety, podział obowiązków.

Badania pokazały, że małżeństwa, dzielące się obowiązkami domowymi po równo, są nawet o 50 procent bardziej zagrożone rozwodem. Zdaniem naukowców, nie oznacza to jednak, że mężczyźni zachęcani do prania, gotowania czy zmywania częściej odchodzą. To raczej obraz ogólnej zmiany podejścia do instytucji małżeństwa, którą u małżonków partnersko nastawionych do życia znacznie bardziej widać. Ci, którzy chcą sprawiedliwie dzielić się obowiązkami, nie uważają równocześnie, by w razie niepowodzenia we wspólnym życiu warto było trzymać się razem za wszelką cenę.

Badacze, którzy zaobserwowali tę prawidłowość, nie byli w stanie ustalić żadnego związku przyczynowo-skutkowego między równym podziałem obowiązków a większym ryzykiem rozwodu. Jedyny cień zależności wiązał się ze zwiększonym ryzykiem sprzeczek w sytuacji, gdy obie strony, pełniąc podobne funkcje, wchodziły sobie w drogę. Nawet to jednak nie było w stanie wyjaśnić tak zauważalnego efektu. Wyraźnie widać, że panowie, włączając się w prace domowe, nie ryzykują, że zostaną z nich w trybie nagłym zwolnieni.

W Norwegii tradycje równego podziału obowiązków dotyczą przede wszystkim opieki nad dziećmi. Sprawiedliwie dzieli ją między siebie około 70 procent małżeństw. W przypadku pozostałych prac domowych nie jest już tak sprawiedliwie. W siedmiu na 10 rodzin na kobietę spada ich więcej niż na mężczyznę.