Śmiertelna dawka promieniowania nie musi być... śmiertelna - przekonują naukowcy z Harvard Medical School. Na podstawie wyników swoich badań zaproponowali nową metodę terapii, która znacznie zmniejsza ryzyko poważnych obrażeń po silnym napromieniowaniu. Pisze o tym w najnowszym numerze czasopismo "Science Translational Medicine".

Metoda polega na podaniu dwóch leków, białka BPI regulującego antybakteryjną odpowiedź immunologiczną organizmu i odpowiedniego syntetycznego antybiotyku, fluorochinolonu. W trakcie eksperymentów przeżyło 80 procent myszy poddanych tej terapii w ciągu 24 godzin po otrzymaniu normalnie śmiertelnej dla nich dawki promieniowania. Leki ochroniły je przed uszkodzeniem jelit prowadzącym do silnego bakteryjnego zakażenia organizmu.

Badania 48 osób napromieniowanych podczas przygotowań do operacji przeszczepu szpiku kostnego pokazały, że rzeczywiście dochodziło u nich do kilkudziesięciokrotnego obniżenia poziomu BPI, a u wielu tego białka w ogóle nie dawało się wykryć. Być może stąd bierze się potrzeba podania tego białka. Na czym dokładnie polega współdziałanie BPI i antybiotyku, na razie jeszcze nie wiadomo.

Co ważne, oba leki (BPI oraz cyprofloksacyna, odpowiednik fluorochinolonu) są bezpieczne i dopuszczone do stosowania u człowieka. Są więc szanse, że ta terapia mogłaby pomóc osobom napromieniowanym na przykład w wyniku katastrofy w elektrowni jądrowej. Leki można długo przechowywać, być może warto będzie na wszelki wypadek zgromadzić je w dużych ilościach tak, by w razie potrzeby dostarczyć je w ciągu doby w dowolne miejsce.