Szczotka i szmata w zamian za możliwość pozostania w akademiku albo nawet na uczelni - w taki właśnie sposób władze Wyższej Szkoły Morskiej w Szczecinie karają niepokornych studentów.

Do żaków, którzy dopuszczają się burd i wybryków, niszczą szkolne mienie w innych akademikach zazwyczaj przyjeżdża policja, która sama radzi sobie z delikwentami. W szczecińskiej Wyższej Szkole Morskiej takie sprawy nie wychodzą w ogóle poza uczelniane mury. Jest to dość interesujący sposób uczenia młodych ludzi odpowiedzialności za swoje czyny. Jeszcze ciekawsze jest to, że sami studenci nie mają nic przeciwko temu. "Jeżeli nabałaganiłem, to muszę posprzątać - logiczne" - powiedział jeden ze studentów szczecińskiej uczelni. "Są rozróby maleńkie, średnie i są duże. Maleńkie rozróby jak się dzieją, to najczęściej ja o nich nie wiem. Te średnie z reguły trafiają albo do Komisji Dyscyplinarnej, albo do mnie. Wspólnie podejmujemy takie działania, które nie będą tylko bezdusznym nakładaniem kar, które będą działały wychowawczo. Też są takie kary, na przykład 10 godzin do odpracowania. Najlepiej, żeby delikwent odpracowywał swoją karę w tym miejscu, w którym nagrzeszył. Szedł młodzian z dziewczyną akurat ja szedłem za nimi i chciał jej zaimponować, z kopa włączył przycisk windy, rozbijając ten przycisk w drobny mak. Za to, co się stało musiał odpracować na rzecz akademika ileś godzin. Chyba mu to pomogło. Widzę, że dalej chodzi z tą samą dziewczyną. Być może to już jest jego żona, bo on już jest absolwentem" - powiedział Przemysław Rajewski prorektor do spraw nauczania w Wyższej Szkole Morskiej w Szczecinie.

12:15