Mona Lisa, bohaterka zapewne najsłynniejszego obrazu w historii sztuki, została właśnie kolejny raz zdiagnozowana. Mandeep R. Mehra z Heart & Vascular Center przy Brigham and Women's Hospital oraz Hilary R. Campbell z University of California w Santa Barbara w liście do redakcji czasopisma "Mayo Clinic Proceedings" przekonują, że poprzednie domysły na temat tego, na co cierpiała bohaterka obrazu Leonarda da Vinci, były błędne. Ich zdaniem, to, co uwieczniono na portrecie Lisy Gherardini, wskazuje na niedoczynność tarczycy, a także prawdopodobne zapalenie tego gruczołu po przebytym porodzie.

Portret Lisy Gherardini, zamówiony przez jej męża, bogatego florenckiego kupca Francesco del Giocondo wkrótce po urodzeniu ich syna Andrei w 1502 roku, nie przestaje fascynować artystów, historyków sztuki, naukowców i... lekarzy. W 2004 roku grupa reumatologów i endokrynologów poddała go dokładnym oględzinom, na podstawie których stwierdzono, że słynna La Gioconda cierpiała prawdopodobnie na zaburzenia gospodarki lipidowej. Miały o tym świadczyć pokazane na portrecie tak zwane kępki żółte, grudkowe zmiany na lewej górnej powiece i zgrubienie widoczne na prawej ręce, które może być podskórnym tłuszczakiem. Naukowcy uczestniczący w tamtych badaniach domyślali się także, że tajemniczy uśmiech Mony Lisy może być pozostałością po porażeniu nerwu twarzowego.

Mandeep R. Mehra i Hilary R. Campbell chwalą teraz dociekliwość badaczy z 2004 roku, ale... nie podzielają ich opinii. Wskazują na ślady sugerujące zupełnie inną diagnozę.

Po pierwsze, Lisa Gherardini dożyła poważnego jak na tamte czasy wieku 63 lat. Gdyby faktycznie cierpiała na genetycznie warunkowaną hiperlipidemię, miała silnie podwyższony poziom cholesterolu i trójglicerydów, musiałaby chorować też na miażdżycę. Mało prawdopodobne, by przy ówczesnym stanie medycyny udało jej się przeżyć tak długo. W historii jej rodziny nie ma przy tym przypadków przedwczesnej śmierci, obraz jej oczu na portrecie nie wykazuje też charakterystycznych dla hiperlipidemii tak zwanych rąbków rogówkowych.

To, że zdaniem autorów listu Mona Lisa nie cierpiała na rodzinnie uwarunkowaną nieprawidłową gospodarkę lipidową, nie oznacza, że była zdrowa. Mehra i Campbell przekonują, że obserwowane na obrazie oznaki można znacznie celniej wytłumaczyć niedoczynnością tarczycy. Wskazuje na to zarówno żółtawy kolor skóry Giocondy, który może być wynikiem nieprawidłowej przemiany karotenu w witaminę A, jak i cofająca się linia włosów na czole czy praktyczny brak brwi. Wskazywane w 2004 roku objawy skórne również mogą być skutkiem zaawansowanej niedoczynności tarczycy, podobnie jak widoczne na szyi wole. Choroba tarczycy może wyjaśnić także lekkie zaburzenia mięśniowe, które mogą być przyczyną charakterystycznego niepełnego uśmiechu.

Autorzy listu nie wykluczają, że problemy z tarczycą mogły u Lisy Gherardini łączyć się z pierwotną żółciową marskością wątroby. O tej chorobie również wcześniej spekulowano, jednak bez powiązania z innymi schorzeniami. Bardziej prawdopodobna - zdaniem Mehry i Campbell - hipoteza wskazuje jednak, że kłopoty z tarczycą pojawiły się wskutek poporodowego procesu zapalnego. Także ówczesna dieta w Toskanii, uboga w jod, nie sprzyjała zdrowiu tego gruczołu. Przykłady ewidentnego powiększenia tarczycy można znaleźć i na innych obrazach włoskich mistrzów: choćby "Ukrzyżowaniu Św. Andrzeja" pędzla Caravaggia, "Zmartwychwstaniu", które namalował Piero della Francesca, czy "Przemienieniu Pańskim" Rafaela.

Mehra i Campbell przyznają, że ich interpretacja obrazu nie jest jedyną możliwą, jeśli jednak dopatrywać się w portrecie faktycznego opisu stanu zdrowia bohaterki, niedoczynność tarczycy - choroba wywołująca wiele objawów i nawet obecnie trudna do wczesnego rozpoznania - wydaje się najbardziej prawdopodobną diagnozą.


(e)