Po raz pierwszy w Lublinie przyszły wczoraj na świat dzieci z probówki, bracia bliźniacy, którzy poczęli się metodą in-vitro. Ten większy waży prawie dwa i pół kilograma, ten mniejszy - niecałe dwa kilogramy. Mama i maluchy czują się dobrze.

Chłopców czeka jeszcze jednak wiele badań kontrolnych, podkreśla Lechosław Putowski z kliniki, w której przeprowadzono zapłodnienie:

W kolejce do szczęśliwego rozwiązania ustawiły się już kolejne panie, którym w poczęciu maluchów pomogli lekarze. W Polsce co piąta para musi korzystać z pomocy medycyny, by usłyszeć ten jedyny w swoim rodzaju płacz nowonarodzonego dziecka. Coraz więcej par decyduje się na zapłodnienie in-vitro. Problem w tym, że nie wszystkich na to stać. Sam zabieg to wydatek rzędu czterech tysięcy złotych, ale na tym nie koniec. „Średnio do tej kwoty należałoby doliczyć trzy tysiące złotych. To są koszty samych leków. Oczywiście pacjentki są informowane o kosztach pojedynczego cyklu. Każda para jest informowana o skuteczności tego typu zabiegów” – mówili Lechosław Putowski i Włodzimierz Baranowski z kliniki, w której przeprowadzono zapłodnienie. Zabiegi in-vitro są nie tylko kosztownymi, ale także trudnymi zabiegami. Na powodzenie za pierwszym razem może liczyć 40 procent par.

Problemy z naturalnym poczęciem dziecka są powszechnym problemem społecznym. Światowa Organizacja Zdrowia określiła niezamierzoną bezdzietność - bo tak fachowo mówi się o tym problemie – jako chorobę, a jej leczenie zaliczyła do podstawowych praw człowieka.

07:35