Pytanie o to, co nas śmieszy, towarzyszy filozofom od czasów starożytnych. I oto dwóch psychologów z Uniwersytetu Colorado w Boulder twierdzi teraz, że wreszcie udało się im to zrozumieć.

Dotychczasowe teorie przewidywały między innymi, że śmiech pozwala na obniżenie napięcia, jest reakcją na fakt sprzeczny z oczekiwaniem, czy ustalonymi normami. Naukowcy z Colorado twierdzą, że istotny jest jeszcze inny czynnik - sprawa, na temat której żartujemy, owszem może naruszać pewne normy, ale żeby naprawdę się uśmiać, musimy być przekonani, że to naruszenie tak naprawdę nie ma poważnych konsekwencji.

Te wnioski, opisane w najnowszym numerze czasopisma "Psychological Science", to owoc badań ochotników, którym prezentowano różne historie i obserwowano, które uznają za śmieszne. Okazało się, że najbardziej bawiła ich na przykład perspektywa zatrudnienia rabina jako specjalisty od reklamy produktów z wieprzowiny, albo ogłoszenie Kościoła namawiającego do udziału w nabożeństwie loterią, w której można wygrać samochód. Czyli łamiemy tabu, ale w granicach, które uważamy za bezpieczne. I wtedy możemy się pośmiać. Problem w tym, że czasem trudno określić tę granicę i wtedy niektórym z nas już zupełnie nie do śmiechu.

Zdaniem psychologów z Boulder ich wnioski tłumaczą też, dlaczego tylko niektóre żarty są śmieszne dla ludzi z różnych krajów i tradycji. Odmienności kulturowe silnie wpływają na ocenę, czy naruszenie norm, o których mówią jest jeszcze bezpieczne, czy już nie.