Całe nasze życie jest utkane bez przerwy z przypadków. I dobrze, że tak jest, bo działanie zamierzone, zaplanowane wymaga zbyt dużego nakładu energii. Ewolucja chyba tak nas zaprogramowała, że my wykonujemy całą masę rzeczy nieświadomie, żeby oszczędzić energię - mówi RMF FM ksiądz profesor Michał Heller, kosmolog, filozof i teolog, dyrektor programowy Copernicus Festival. Piąta edycja festiwalu poświęcona jest właśnie przypadkowi. Cykl wykładów, spotkań warsztatów i pokazów potrwa do niedzieli. W rozmowie z Grzegorzem Jasińskim prof. Heller mówi o tym, co zawdzięczamy przypadkowi, jak ma się on do naszej wolnej woli, czy wiedza naukowa pomaga zmniejszyć jego znaczenie, a także o tym co myśli o haśle „róbta co chceta”, dlaczego jego zdaniem, tak bardzo chcemy znaleźć obcą cywilizację i w czym mogą nam pomóc badania fal grawitacyjnych.

Grzegorz Jasiński: Zamierzamy rozmawiać o przypadku, więc na początek chciałbym zapytać, czy zdaniem księdza profesora, my ludzie w codziennym życiu rozumiemy, co to jest przypadek, jesteśmy świadomi jego roli w naszym życiu, czy rozumiemy go tylko tak bardzo potocznie, niezbyt głęboko?

Ksiądz profesor Michał Heller: By odpowiedzialnie na to pytanie odpowiedzieć, trzeba by przeprowadzić badania opinii publicznej, ale myślę, że nikt takich badań, jak ludzie rozumieją przypadek, nie robił. Myślę, że rozumieją w różny sposób. Rozróżniłbym przy tym rozumienie potoczne i rozumienie bardziej naukowe. Jedno od drugiego bardzo się różni. Nasze życie jest utkane przypadkami. Proszę sobie uświadomić to na przykładzie najprostszym, moim własnym. Jak ja dzisiaj wstałem? Którą nogą wstałem z łóżka, lewą czy prawą? To był nieplanowany przypadek. Co się potem po kolei działo? Czy sięgnąłem po tę koszulę, czy tamtą? Najprostsze decyzje, całe nasze życie jest utkane bez przerwy z przypadków. W nauce jest takie pojęcie, które się nazywa procesem stochastycznym. To jest proces fizyczny, ściśle matematycznie zdefiniowany, ale w każdym momencie tego procesu działa zaburzający szum, działa przypadek. Jest to ciąg przypadków, a mimo wszystko opisywany ściśle matematycznie. Coś podobnego jest w naszym życiu. Teraz poruszyłem ręką, to był absolutnie przypadkowy gest, niezamierzony, gdzieś jakiś nerw zadziałał i poszedł z mózgu zupełnie nieuświadomiony rozkaz. Życie jest pełne przypadków. I dobrze, że tak jest dlatego, że działanie zamierzone, działanie przeze mnie zaplanowane wymaga dużego nakładu energii. Mózg wręcz pożera energię. Mózg to organ ciała, którego masa to zaledwie 2 proc. całości ciała, a zjada 20 proc. energii w porównaniu z całym organizmem. Te akty świadome bardzo dużo energetycznie kosztują, natomiast te niezamierzone, takie szumy stochastyczne są tańsze. I dlatego ewolucja chyba tak nas zaprogramowała, że my wykonujemy całą masę rzeczy nieświadomie, żeby oszczędzić energię. To jest niezmiernie... chciałem powiedzieć, przemyślane, ale jest to niezmiernie kunsztowna konstrukcja tego naszego organizmu i sposobu jego eksploatowania...

Można powiedzieć, że energetycznie bardziej opłaca się naszemu mózgowi reagować na przypadkowe impulsy, niż od początku do końca planować wszystko, co w ciągu dnia będziemy robić...

Proszę sobie przypomnieć jakąś trudną decyzję. Dotyczącą na przykład wyboru zawodu, czy stanu wolnego lub małżeńskiego. Zwłaszcza takie momenty, gdy człowiek naprawdę nie wie, co wybrać. Jak to bardzo męczy. To jest w właśnie ten nakład energii, który nas konsumuje. A co by było gdybyśmy w przypadku każdego najdrobniejszego gestu, każdego  połknięcia pokarmu, musieli decydować w ten sposób? To by było strasznie nieekonomiczne. Nie dałoby się po prostu żyć. Czyli przypadki są bardzo potrzebne...

My mamy świadomość, że w naszym życiu jest dużo przypadku. Czasem nawet wydaje nam się, że jest go więcej, niż jest go naprawdę. Czasem też mam wrażenie, że traktujemy go odmiennie, gdy jest szansą, inaczej, gdy jest zagrożeniem... Procent szansy lub zagrożenia nie jest dla nas do końca obiektywny...

My wartościujemy przypadki. Jeśli wpadnę pod samochód i doznam urazu, to mam pretensje do tego przypadku, a jeżeli wygram w totolotka to będę wdzięczny przypadkowi. My wartościujemy przypadki zgodnie z tym, czy są dla nas korzystne. Ale ja bym tu wprowadził jeszcze jedno ważne rozróżnienie. Są przypadki., które pochodzą z naszej niewiedzy i są przypadki, które są obiektywne. Na przykład mogę się z kimś założyć, że zza rogu wyjedzie tramwaj numer 4 lub numer 8. I jest uczciwy zakład, jeśli wyjedzie 4, ja wygrywam. Ale to nie jest żaden przypadek, to jest moja niewiedza. To ona sprawiła, że dla mnie to przypadek. Jeśli tramwaje kursują zgodnie z rozkładem jazdy to tam dyspozytor dawno wiedział, który o tej porze wyjedzie pierwszy. Przynajmniej powinien wiedzieć. Proces był zdeterminowany. I w naszym życiu wiele przypadków, takich do których mamy pretensje, czy z których się cieszymy, pochodzi z naszej niewiedzy. Tak jest z totolotkiem. Jakiś proces tam decyduje, a my tylko wcześniej nie wiemy, jakie numery wypadną. Natomiast są przypadki, które wynikają z natury rzeczy. W fizyce takich przypadków jest cała masa. Fizyka kwantowa mówi, że na tym poziomie kwantowym przypadek rządzi wszystkim i on nie zależy od naszej woli. To przypadek zaprogramowany w tym softwarze Wszechświata. Tak że są dwa rodzaje przypadków i należy to mieć na uwadze.

Nauka stara się minimalizować naszą niewiedzę lub - inaczej mówiąc - powiększać wiedzę, naszą informację o świecie. Czy w związku z tym, w ten sposób nauka próbuje nieco wyeliminować przypadek, lepiej go zdefiniować, pomóc nam przewidzieć, co "przypadkowo" się wydarzy?

Niekoniecznie. Nauka lubi przypadki. Na przykład procesy, które opisuje fizyka, można opisywać równaniami, to są tak zwane procesy dynamiczne. Jakaś dynamika jest i coś się dzieje. Te procesy mogą być ściśle deterministyczne, takie w których jeśli znamy stan w tej chwili, możemy przewidzieć co będzie za sto lat. Są też układy niedeterministyczne, takie że małe zaburzenie tego układu powoduje skutki, które są nieprzewidywalne, obiektywnie nieprzewidywalne. To się nazywa wtedy chaosem dynamicznym. Mamy proces, w którym małe zaburzenie powoduje nieprzewidywalne skutki. I co ciekawe, ten chaos dynamiczny jest konieczny, by w świecie ewolucja mogła wyprodukować coś twórczego. Ewolucja biologiczna jest właśnie wynikiem procesów z chaosem dynamicznym. Gdyby go nie było świat byłby martwy, przewidywalny i nudny. Tak, że przypadki są wkomponowane w całą architekturę kosmosu, w architekturę fizyki i nauka je eksploatuje. To jest stosunkowo niedawne odkrycie, połowa XX wieku, kiedy ludzie zdali sobie z tego dokładnie sprawę. Wcześniej, że takie procesy istnieją przewidywał z początkiem zeszłego stulecia Poincare, a dzisiaj zajmuje się tym potężny dział fizyki i matematyki. Na pewno nasi słuchacze widzieli fraktale, takie piękne wzory. Fraktal jest wynikiem procesu z chaosem deterministycznym. To jest bardzo proste równanie i przez odpowiednie jego powtarzanie tworzy się niesamowicie piękny wzór, nieraz zupełnie nieprzewidywalny. To jest bardzo prosty układ działania chaosu dynamicznego. Albo weźmy liść paproci. Można napisać proste równanie i włożyć do komputera, on będzie iterował i zrobi na ekranie obrazek, nie do rozróżnienia liść paproci. Takie procesy, które imituje komputer dzieją się w roślinie i produkują piękny wzór. Każde drzewo jest wynikiem działania procesu chaotycznego, fraktalnego i dzięki temu mamy takie niesamowicie bogate rzeczy w przyrodzie. To jest działanie przypadku. Przypadek jest więc też twórczy. To jest zupełnie inna perspektywa przypadku, niż sobie ludzie wyobrażają. Przypadek w ruletce, czy dany numer wypadnie, czy nie, to jest coś bardzo prymitywnego, choć matematycznie niełatwo to opisać, do tego jest rachunek prawdopodobieństwa.

Jeżeli popatrzymy na procesy, którym się przyglądamy a które wydają się przebiegać w myśl przewidywalnego rytmu, mamy przykład astronomii. Można powiedzieć, że w tej skali czasowej, w jakiej obserwujemy ruch planet, czy niektórych komet, jesteśmy w stanie bardzo dokładnie przewidzieć początek i koniec zaćmienia Słońca za kilkadziesiąt, czy sto lat. Czy to tylko dlatego, że procesy, które się we Wszechświecie rozgrywają obserwujemy jednak w bardzo krótkiej skali czasowej?

Tak. W astronomii problem chaosu dynamicznego jest bardzo ciekawym i złożonym zagadnieniem. Na przykład nasz układ planetarny działa jak w zegarku, ale w bardzo długiej skali nastąpi jego rozregulowanie. Można obliczać trajektorie tych planet, które wtedy będą krążyły w bardzo dziwny sposób. Jeśli każe się komputerowi takie trajektorie wyrysować to one też tworzą niesamowicie piękne wzory. Jest takie twierdzenie matematyczne Arnolda-Mosera, które mówi właśnie o tych chaotycznych, długofalowych ruchach planet.

Czyli możemy się spodziewać czegoś równie pięknego, jak w liściu paproci, tylko musielibyśmy dłużej poczekać...

Ale to będzie jednak destrukcyjne. Będzie piękne, już jest piękne, jak się temu przyglądamy we wzorach matematycznych, ale będzie destrukcyjne, dlatego że życie na naszej planecie jest możliwe tylko dlatego, że ona porusza się bardzo systematycznym, cyklicznym ruchem, pory roku są stabilne. Jak planeta będzie się poruszała jakkolwiek, to z tą temperaturą to będzie gorzej, niż w kwietniu i maju tego roku.

Nauka przynosi coraz większą ilość informacji, więc jakby z takiego czysto statystycznego punktu widzenia powinniśmy zbliżać się do prawdy. Czy jednak na pewno się do niej zbliżamy i czy nie jest w ten nasz system wbudowany właśnie taki element niepewności, który zawsze pozostanie?

Już dawno filozofowie nauki to wiedzieli, że absolutnej prawdy w nauce nie da się nigdy osiągnąć, ale nie jest też tak źle, że nauka zmierza ot tak, do czegokolwiek. Ta prawda jest granicą, do której zmierzamy, jesteśmy coraz bliżej. Ale im bliżej, tym ta granica się trochę odsuwa. Lubię porównywać ten proces poznawania świata i postępu naukowego do takiego bardzo prostego obrazka. Wyobraźmy sobie koło narysowane na kartce papieru. Wewnątrz koła jest to, co już nauka zbadała. To co jest na zewnątrz, jest jeszcze do zbadania. Obwód to linia, na której nasze pytania spotykają się z tym, czego nie wiemy. To są problemy do rozwiązania. Nauka się rozwija, coraz więcej przybywa odkryć, naszego rozumienia świata, koło pęcznieje, powiększa się. Przy okazji jednak obwód też rośnie. Rośnie też liczba stawianych w przyszłości pytań i prawdopodobnie ich stopień trudności. Tych nierozwiązanych kwestii jest wciąż nieskończenie wiele. Ten ciekawy, ładny model myślę, że dobrze obrazuje to, co się dzieje z rozumieniem Wszechświata i postępem naukowym.

Zagadnienie przypadku jest niezmiernie istotne dla myślenia o wolnej woli, o tym co człowiek może, od czego zależą jego decyzje. Żyjemy w czasach, gdy często odrzuca się koncepcję inteligentnego projektu, a liberalna filozofia sugeruje, że wolna wola, jeśli tylko bezpośrednio komuś nie zagraża, jest wartością samą w sobie. Jak ta nasza wolna wola, w której wszystkie wybory są w zasadzie równorzędne, równie dobre, ma się do rozpatrywania przypadku w naszym życiu, do patrzenia filozoficznego na przypadek?

Już na początku naszej rozmowy zauważyliśmy, że takie małe wydarzenia odbywają się automatycznie, by oszczędzać energię. Duże decyzje, te w które jest zaangażowana wolna wola, one wymagają dużych nakładów. I ja bym tu powiedział, że jeśli ktoś robi to, co mu się podoba, "róbta co chceta" innymi słowy, to to nie jest twórcze. Żeby coś stworzyć, my musimy ograniczać możliwości. Informacja, z definicji, takiej matematycznej, to jest zawężenie możliwości. Jeżeli mamy zbiór liter, byle jak rozrzuconych na stole, to on nie zawiera informacji. Ale jeśli ja nałożę ograniczenie i wybiorę z tych liter "Ala ma kota" to przekazałem informację, ale ta informacja jest kosztem ograniczenia. I w matematyce informacja najogólniej mówiąc jest przejściem od zbioru bardziej chaotycznego do bardziej uporządkowanego. Coś takiego zawsze kosztuje energię. Jeżeli człowiek robi, co mu się podoba, to to jest chaos, to nie jest twórcze, nie tworzy nic wartościowego. Żeby stworzyć wewnętrzną strukturę, czyli informację, to nasza wola musi zacieśniać możliwości. I to jest to co dawniej nazywało się pracą nad sobą, ćwiczeniem własnej woli. I to jest właśnie twórcze i to z takiego czysto fizyczno-informacyjnego punktu widzenia. Taka filozofia, że wszystko robimy byle tylko było wolne, czyli żadnych skrepowań, to raczej sądzę, że jest wbrew temu co nauka wie o tworzeniu struktur informacji. Jeśli chcemy stworzyć coś wartościowego, musi być ograniczenie. I wtedy, gdy się ogranicza, wola działa. A jak się robi co chce, nie ogranicza się, nie tworzy struktury. To bardzo ciekawe, a bardzo mało się na to zwraca uwagę.

A jeśli popatrzymy na to z punktu widzenia ogólnego prawa termodynamiki, które sugeruje, że naturalny jest wzrost entropii, jako miary chaosu, bałaganu, że świat musi tak funkcjonować, że zawsze uporządkowanie kosztuje? Skorupka jajka zawsze się raczej rozpada, nigdy nie skleja. Może to istota naszej walki z rzeczywistością, że chcielibyśmy iść w stronę rosnącej entropii, po prostu, z prądem?

To jest najłatwiejsze i dlatego idziemy na łatwiznę. To rzeczywiście jest jedno z podstawowych praw przyrody. Entropia w układzie izolowanym, który nie wymienia energii z otoczeniem zawsze dąży do maksimum, czyli do tego maksymalnego bałaganu. Ale to że we Wszechświecie, który dąży do maksymalnej entropii, od samego początku powstają struktury, gwiazdy, galaktyki, organizmy biologiczne, człowiek, wreszcie to co człowiek robi, to są antyentropijne działania. Zawsze entropię można lokalnie zmniejszyć, na tym polega nasza twórczość, kosztem energii, którą czerpiemy z zewnątrz. Układ musi być otwarty, żeby czerpał energię, jak będzie zamknięty, to entropia wzrośnie. Dlatego trupy są zimne, entropia osiąga maksimum, gdy temperatura zmarłego i otoczenia się wyrównuje i koniec.

My jesteśmy w związku z tym najlepszym dowodem na to, że warto czasem walczyć z entropią i zmniejszać ją. Często się teraz mówi o szukaniu życia poza Ziemią. W pewnych środowiskach naukowych widać taką wolę jego znalezienia, czy to na Marsie, czy na księżycu Jowisza, czy gdzie indziej. Tak jakbyśmy na siłę chcieli się sami przekonać, że jesteśmy dziełem przypadku, że tylko ta statystyka tych miliardów gwiazd i krążących wokół nich planet sprawiła, że mogliśmy powstać. Czemu tak szukamy tego przypadku w sprawie dla nas najistotniejszej, sprawie naszego istnienia?

Ja myślę, że to jest też jedno z wielkich nieporozumień, bo załóżmy, że spotkamy jakąś cywilizację pozaziemską, to wcale nie będzie dowodzić, że jesteśmy z przypadku. Tyle samo będziemy wiedzieli wtedy, gdy ich spotkamy, co i teraz. Z punktu widzenia stosunku do przypadku. Wydaje nam się, że jeśli coś jest przypadkowe, to jest niezamierzone, ale na przykład w religii wcale tak nie jest. W wielu religiach, chcąc znać wolę Boga rzuca się kośćmi. nawet w Ewangelii jak miano wybrać następcę Judasza to losowano, czy Macieja, czy tego drugiego, Justusa. No i padły kości na Macieja i uważali, że to jest wola Boża. Przypadek był wyrazem woli Bożej. Tu jest dużo nieporozumień i dużo bardzo ciekawych zagadnień, nawet teologicznych. A gdy chodzi o cywilizacje pozaziemskie, nie wiemy, czy są. Znajdujemy coraz więcej planet, ale widzimy, że takich by na nich były warunki takie, jak na Ziemi, umożliwiające życie bazujące na węglu, jeszcześmy nie znaleźli. Są planety zbliżone do Ziemi, na przykład wokół tej najbliższej Ziemi gwiazdy Proxima Centauri, około 4 lat świetlnych od nas, krążą planety porównywalne wielkością z Ziemią. Ale na przykład rok tam trwa 11 dni, to raczej nie są dobre warunki temperaturowe do powstania życia. Wyobraźmy sobie wakacje co 11 dni. Odpowiednio krótkie.


A księdza profesora ta dyskusja o ewentualnym życiu, jako też kosmologa, interesuje? Czysto intelektualnie, pomijając względy ideologiczne?

Na pewno, bo to jest bardzo ciekawy problem. Rozważanie, co by było, gdybyśmy się spotkali z taką cywilizacją jest pasjonujące. To nie tylko temat science-fiction, ale bardzo ciekawa dyskusja w gronie inteligentnych ludzi. Aczkolwiek trzeba sobie zdawać sprawę, że na razie to jest wszystko gdybanie, niewiele wiemy. Wiemy, że tych planet jest dużo. Jeden z rosyjskich astronomów, Szkłowski postawił nawet takie zagadnienie, że jedna rzecz to pytanie, czy są istoty rozumne, a druga, zupełnie inna, czy mają szansę się spotkać. Prawdopodobieństwo spotkania jest bardzo małe, takie jak choćby przy dwóch muchach, z których jedna wyleci z Krakowa, a druga ze Szczecina.

A czy religia jest gotowa na odkrycie innej cywilizacji? Czy filozofia religijna jest przygotowana na to, co się wtedy wydarzy, gdy nagle pojawi się taka wiadomość i okaże się wiarygodna?

Myślę, że teologowie mało się nad tym zastanawiają, a szkoda, bo to jest dobry eksperyment teologiczny, myślowy, co by było gdybyśmy się spotkali z taką cywilizacją. Choć znalazłem w internecie informacje, że już w latach 60. powstała dyscyplina teologiczna, która się nazywa ekoteologia, która zajmuje się spekulacjami na temat, co by było gdybyśmy się spotkali z inną cywilizacją i jakie pytania byśmy im chcieli zadać a może oni nam. Myślę, że to jest bardzo ciekawy eksperyment myślowy i dla teologów mógłby to być bardzo interesujący temat.

Pojawiłoby się pytanie, czy jedno zbawienie w dziejach Wszechświata, czy więcej.

Choćby takie... Kto powiedział, że jest tylko jedno? Mogą być różne ekonomie zbawienia, nie tylko taka jak u nas na Ziemi. Ja mam jeszcze jedną myśl na ten temat. W różnych historiach science-fiction, jak zbliża się pojazd z obcymi pojawia się pytanie, czy oni będą przyjaźni, czy będą "friendly". Ja bym tu zadał pytanie, czy my będziemy "friendly"? Jak nie chcemy przyjąć ludzi z Syrii, to czy przyjmiemy ludzi z Syriusza?

Mamy teraz nowe możliwości poznania Wszechświata, dzięki falom grawitacyjnym. Długo podejrzewano, że one są, wreszcie nauczyliśmy się je odbierać, rejestrować. Jakie nadzieje ksiądz profesor, jako kosmolog i filozof, z tym wiąże? Czego się dowiemy?

Nadzieje są wielkie, nomen omen długofalowe. Dotyczy to większej, przyszłościowej skali. W tej chwili odkrywamy fale grawitacyjne powstałe w wyniku zderzeń czarnych dziur, jest odkrycie dotyczące zderzenia gwiazd neutronowych. tego zaskakująco dużo przybywa, prawie co miesiąc. Mówi się już o nowej dziedzinie, astronomii fal grawitacyjnych. Dotychczas głównym nośnikiem informacji astronomicznych były fale elektromagnetyczne teraz przychodzi era, kiedy będą one miały uzupełnienie w postaci fal grawitacyjnych. Ja osobiście jestem bardzo ciekaw czego innego, co będzie jeśli technika nasza pójdzie bardzo naprzód, by można było odkryć fale grawitacyjne nie tylko ze zderzenia czarnych dziur, ale fale grawitacyjne z Wielkiego Wybuchu. Wiemy z rachunku, z modeli, że przy Wielkim Wybuchu zostały wyemitowane ogromne ilości fal grawitacyjnych, które niosłyby informację o tym, co się działo, w tak zwanej erze Plancka, na samym początku. To by było niesamowicie ciekawe i to byłby nieoceniony wkład informacyjny w tworzenie tej podstawowej teorii kwantowej grawitacji. Ale od tego jesteśmy jeszcze bardzo, bardzo daleko.

To na koniec o tym co blisko, czyli o piątej edycji Copernicus Festival. Poświęconej tym razem właśnie przypadkowi. Na co ksiądz profesor liczy, czego się spodziewa, po wykładach, dyskusji?

Ja liczę na jedno, że pokażemy krakowskiej - i może nie tylko krakowskiej - publiczności, że inteligentna rozmowa, inteligentna dyskusja, może być świetną zabawą, że jedno drugiego nie wyklucza, że może to być zabawa znacznie większa, niż to co zwykle nazywamy zabawą. Dlatego, że to jest przyjemność, rozrywka powiązana z poszerzaniem horyzontów. I liczę, że to się stanie.

Dobrym początkiem dyskusji jest niezgoda, różne opinie na początku gwarantują, że dyskusja jest ciekawsza.

Zachęcam do przejrzenia katalogu Festiwalu, tam właśnie mamy zaprezentowane rozmaite dyskusje, rozmaite opinie, punkty widzenia i różne stanowiska, z których się rozważa temat przypadku. I chodzi o przypadek i w kosmologii i w naukach neurokognitywnych i w biologii, ale też w sztuce filmowej, malarstwie, muzyce. tam wszystko jest. Muszę przyznać, że jadąc teraz do Krakowa czytałem katalog i miałem już wielką frajdę intelektualno-przyjemnościową w pociągu...